wtorek, 20 grudnia 2011

Deportacji nie było i gorzkie piwo, czyli wyjazd do Izraela

Przez moją złamaną nogę nie pojechałem do Eindhoven ani Bukaresztu. Został mi kolejny (po Turcji) egzotyczny wyjazd - Izrael. Przed podróżą straszono nas jaki to tam jest terror, i że jedna "niepoprawna" piosenka zaskutkuje deportacją. Dziś mogę powiedzieć, że była to gruba przesada. 

Z policją w sumie nie było żadnych problemów. Poza sytuacją gdy przed meczem zabierali nam alkohol i wylewali na trawnik. Jak się okazało, o ile można swobodnie pić na ulicy, to w obrębie stadionu jest to zabronione. 

Podczas samego meczu nie mogliśmy za bardzo wyśmiewać się z wyznania naszych przeciwników więc postanowiliśmy wytknąć im ich poglądy polityczne. Ciekaw jestem czy gdyby ci ludzie żyli w Polsce w czasach stanu wojennego to czy dalej wywieszaliby podobne bzdury:


Piłkarze dali ciała, ale my bawiliśmy się całkiem nieźle. W końcu to my awansujemy do następnej rundy, w której zagramy ze Sportingiem Lizbona. Po meczu kibice Hapoelu zaprosili nas na "piwo". Wspólne picie nie wyszło im jednak na dobre... .

Poza samym meczem pozwiedzaliśmy trochę...

widok na Jerozolimę

Droga krzyżowa
i przymelanżowaliśmy na plaży...


Póżniej jeszcze tylko skrupulatna (bardzo skrupulatna) kontrola na lotnisku oraz zestaw pytań od pana z Mosadu i do domu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz