środa, 7 września 2011

Polska – Niemcy, czyli kto staje po stronie kibiców

Mecz Polska Niemcy bardzo mi się podobał. Fakty, że mogliśmy (a nawet powinniśmy) go wygrać . Fakt, że taka okazja do pokonania odwiecznego rywala może się nie powtórzyć.  Ale po prostu fajnie się go oglądało. Była sytuacja za sytuację, gol za gola. Kilku naszych piłkarzy…

niestety w tym bramkarz (wolałbym aby nie miał okazji do pokazywania swych umiejętności)

… pokazało, że jak chcą to potrafią zagrać na europejskim poziomie. Myślę, że w każdym choć na chwilę obudził się promyk nadziei przed Euro. 

Mecz z Niemcami jest dowodem na to, że jeżeli nasi piłkarze (z jakiegoś powodu)  nie odpuszczą sobie gry to możemy powalczyć podczas tego Euro. Nie mówię, że od razu wyjdziemy z grupy, ale sama świadomość, że ostatnie spotkanie może wreszcie nie będzie formalnością jest bardzo przyjemna. 

Obok pięknego widowiska razi głupota niektórych osób odpowiedzialnych za piłkę nożną w tym kraju. Krojenie flag, brak zgody z jednymi z najlepszych w kraju, kibicami Lechii Gdańsk to przejaw kompletnego braku wyczucia ducha tej gry. Bo jak inaczej nazwać brak szacunku dla gospodarzy meczu – mieszkańców Gdańska , którzy w dużej mierze tworzą cały klimat.

Tak więc wygląda na to, że konflikt na linii fanatyczni kibice – modern football & friends trwa. W konflikt ten angażują się  tymczasem różne osoby:



Poza piłką nożną jestem również fanem muzyki. Zespół Grupa Operacyjna uważam za słaby i zdania nie zmienię, nawet po tym teledysku. Nie przyłączam się również do nawoływania aby nie chodzić na mecze. Hasło „ Pusty stadion" wolę zamienić na „Róbcie co chcecie nas się stąd nie pozbędziecie”.

1 komentarz:

  1. Ale o co chodzi z tymi kibicami?... :) A co do poziomu naszej gry - obrona dziurawa (Szczęsny nie zatrzyma wszystkich) i remis z Niemcami którzy grali na poziomie treningowym mnie jakoś nie podbudował. Niemcy pokazali co potrafią w ostatniej akcji. A Peszko to nie powinien więcej grać w reprezentacji. Co to za napastnik, co traci głowę będąc w sytuacji sam na sam.

    OdpowiedzUsuń