sobota, 29 października 2011

Hity w Anglii i Polsce, czyli Chelsea - Arsenal oraz Lech - Legia

W ten weekend zarówno w Premiership jak i polskiej Ekstraklasie zostaną rozegrane mecze mające status klasyków. Dziś (właśnie grają) Arsenal zmierzy się z odwiecznym rywalem - Chelsea. Natomiast jutro do Poznania przyjedzie Legia Warszawa.

Oba spotkania będą ciekawe głównie pod względem piłkarskim, bo w Anglii jak wiadomo z ultrasowaniem kicha, a na Lechu nie wpuszczają gości. No cóż, w takim razie zobaczcie sobie jak to bywało na wcześniejszych meczach tych drużyn.



piątek, 28 października 2011

FCK w Hanowerze, czyli kilku minutowa relacja z wyjazdu

Jakiś czas temu pisałem o wyjeździe Ajaxu do Madrytu. Dziś mam dla Was podobny materiał z wycieczki ekipy FC Kopenhaga do Hanoweru. Filmik pokazuje co prawda mniejszą część samej wyprawy, ale jest nie mniej ciekawy. Możemy w nim zobaczyć ujęcia z przemarszu przez miasto, awantury pod sektorem czy pokazu pirotechnicznego na stadionie.



P.S. Ponowne odpalenie rac przez fanów FC Kopenhaga doprowadziło do tego, że klub zapowiedział zakaz wyjazdowy w europejskich pucharach dla własnych kibiców. Powodem są oczywiście obawy przed olbrzymimi karami od UEFA za odpalanie pirotechniki na kolejnych meczach.

poniedziałek, 24 października 2011

Race na boisku, czyli mecz Legia vs Widzew od A do Z

A – jak awaria kart kibica osób, które wykupiły pakiet „3 za 2”.

B – jak bluzgi słyszane z obu stron stadionu, ale to chyba nikogo nie dziwi podczas takiego meczu.

C – jak czerwone, jednakowe koszulki, które mieli na sobie kibice Widzewa. 

D – jak Danijel Ljuboja, który mimo, że nie strzelił gola grał bardzo dobrze i przejmował inicjatywę pod polem karnym przeciwnika.


E – jak emeryt. Do takiego wieku (jak na sportowca) zbliża się Tomasz Kiełbowicz, który wybiegł na mecz z Widzewem w pierwszym składzie. Dla wielu osób było to niemałe zdziwienie, w końcu ostatnio z "11" wypierali go młodsi. 

fot. legia.net

F – jak flaga „Visitors” której imitację zaprezentowali kibice Widzewa. No cóż wiedzą jak wkurzyć stołecznych fanatyków… .

G – jak Gil Paweł, który był sędzią tego meczu.

H – jak Hadaj Wojciech, który błagalnym głosem próbował uspokoić kibiców Widzewa. Nie udało się.

I –  jak irytacja. Powód opisany przy literkach „L” oraz „T”.

J – jak jedenasty lub listopad, albo inaczej jedenasty listopada. Gniazdowy Legii zapraszał wszystkich na marsz z okazji tego święta.

K – jak Kuciak, bramkarz Legii, który miał duży wkład w zwycięstwo z Widzewem.

L – a właściwie „Ł” jak łysol, który stał przy drzwiach do Punktu Obsługi Kibica i dbał o to aby przy okienku nie było więcej niż 4 osoby. Biedaczysko trochę się nasłuchał uprzejmości. Czemu sytuacja była taka napięta? Odpowiedź przy literze „T”.

M – jak mobilizacja sił porządkowych, których było przy okazji tego meczu jakby więcej.

N – jak następny mecz, którym żyje chyba każdy kibic Legii. Nie mam tu na myśli PP z Widzewem, a rewanż w Lidze Europejskiej z Rapidem Bukareszt.

O – jak ochrona, która interweniowała na sektorze gości. Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie gaz łzawiący to nie mieliby tak łatwo.

P – przerwa która miała miejsce po jakiś 5 minutach od rozpoczęcia meczu kiedy Widzew wrzucił… .

fot. legialive

R – … race na boisko.

S – jak sektor gości, w którym nie zasiądą kibice Widzewa (w związku ze swoim zachowaniem) podczas środowego meczu Pucharu Polski.

T– jak tłok przy Punkcie Obsługi Kibica gdzie odsyłano wszystkich, którzy nie mogli wejść na stadion. Jak to mawia jeden mój znajomy „organizacja Stal Mielec”.

U – jak utrata przez Widzew 3 punktów na rzecz Legii.

W – jak wychowankowie, którzy strzelili obie bramki dla Legii.

Z – a właściwie „Ż” jak Żyro strzelec pierwszej bramki dla Legii. Oby jak najwięcej trafień dla stołecznego klubu.

sobota, 22 października 2011

Congratulations You have just met the I.C.F., czyli recenzja książki Cassa Pennanta

Kolejna recenzja angielskiej książki o kibicach. Tym razem autorem jest Cass Pennant czarnoskóry lider legendarnej ekipy Inter City Firm z West Hamu Londyn.

Konwencja tej książki jest zupełnie inna niż w przypadku Hoolifana i Niesfornych lat... . Poza częściami napisanymi przez autora jest również dużo wstawek innych osób z I.C.F.. Pennant przez kilka lat zbierał materiały przeprowadzając wywiady ze swoimi kuplami. Z jednej strony jest to fajne, bo dostajemy kilka relacji z jednego wydarzenia co pozwala lepiej zrozumieć co tam naprawdę się działo. Z drugiej strony książka nie ma polotu i czasami czyta się ją jak nudanwy reportaż. 

Inna sprawa, że niektóre wywody autora zupełnie mnie nie interesowały. Może kogoś ciekawią koneksje brytyjsiej sceny Oi! z chuliganami piłkarskimi, ale mnie nie. Sorry.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że momentami poniosła autora fantazja.


W przeciwieństwie do bandy The Blues I.C.F. wcale nie wzbudzili mojej sympatii. Szczerze mówiąc straszliwe z nich buce. W Congratulations... czytamy ciągle kogo to nie zlali i że nie bali się nikogo.

Jako osoba, zawsze działająca w tylnych szeregach, byłem ciekawy, czy Bill szanuje swoich wrogów. (Mowa o Billu Garnderze jednym z liderów I.C.F.). Oto co sam mówi na ten temat: Moja odpowiedź brzmi: żadnego z nich. Nikogo indywidualnie - wszyscy byli cienkimi Bolkami.

Szczytem wszystkiego jest rozdział zatytułowany "ICF a reprezentacja":

Kibiców WHU obowiązywała niepisana zasada, mówiąca o działaniu wyłącznie na własną rękę, bo nikomu innemu nie można ufać. A poza tym uważali, że żadna inna ekipa nie dorasta im do pięt. 

Panowie odrobinę pokory... .        

Z pewnością Pennant był bardziej wpływową postacią w West Hamie niż King w Chelsea. A już na pewno bardziej charakterystyczną. Jako, że był jednym z nielicznych czarnych chuliganów szybko stał się rozpoznawalny dla innych kibiców i policji. Niestety autor tylko prześlizgną się po tym temacie w rozdziale "Czarne młoty". Na pewno niejednokrotnie spotkał się z jakimiś rasistowskimi wyzwiskami i ta kwestia musi być dla niego trudna (nawet jeżeli w książce twierdzi, że tak nie jest). 

Podsumowując książka Pennanta była najgorszą śpośród tych, które ostatnio przeczytałem. Facet może potrafił się bić, ale Hemingwayem to on nie jest. W nie najlepszym świetle przedstawił też kibiców. Po lekturze Congratulations... można odnieść ważenie są to chamowaci cwaniaczkowie, a chyba nie chcemy aby tak nas odbierano

piątek, 21 października 2011

Zwycięstwa Legii i Wisły, czyli Polak potrafi

No i udało się. Wczorajszy dzień pokazał, że (jak to się mówi) "Polak potrafi". No może z tym "Polakiem" to nie do końca prawda bo gole strzelali Serb Radovic (Legia) i Izraelczyk Dudu Biton (Wisła), no ale kluby są polskie. 

Dudu Biton, fot. Przegląd Sportowy
 

Miro Radovic, fot. Fakt.pl

Zwycięstwa te miały różne znaczenie w obu klubach. Legii pozwoliło ono poważnie myśleć o awansie z grupy. Wiśle dało nadzieje na awans. 

Niestety całą frajdę psują doniesienia jakie docierają z Rumunii. Otóż lokalne służby porządkowe zachowały się skandalicznie wobec stołecznych kibiców. Wielu z nich dotarło na mecz dopiero na drugą połowę, zniszczono przygotowaną wcześniej oprawę i upokorzono fanatyków każąc im zdejmować buty i skarpetki. Mam szczerą nadzieję, że klub wesprze fanów Legii w wyegzekwowaniu konsekwencji za te haniebne zachowania. Liczę również, że UEFA przyjrzy się tej sprawie równie wnikliwie co ostatniej oprawie Legii w meczu z Hapoelem.

P.S. Ciekawa czy Rapid beknie za oprawę "88"? Oczywiście im tego nie życzę, ale chyba wszyscy wiemy, że różnica pomiędzy 2011, a 1923 (co sugerowali na transparencie) to tylko pretekst.  


Oprawa Rapidu, fot. legialive

poniedziałek, 17 października 2011

Znowu w Chorzowie, czyli jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma

Moja noga już doszła do siebie, więc można było ruszyć na jakiś wyjazd. Pech chciał, że najbliższy wypadał w Chorzowie. Czemu pech? Kto tam był ten wie, wolne wchodzenie, skrupulatne macanie przez ochroniarzy i zawsze długie czekanie na sektorze po meczu. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

kibice Legii w Chorzowie, fot. jp85.pl

Kilka słów o samym spotkaniu. Było ono jak to się mówi „bez historii”. Ani my, ani on bez oprawy. Doping u nikogo nie powalał, a Ruch (jako gospodarz) wręcz zawiódł pod tym względem. Zresztą nie tylko pod tym. W obecnym sezonie nie chciało im się nawet „przywitać” nas koło dworca. 

Piłkarze też nie dawali powodów do większych emocji. Z tego co widziałem…

a jak wiadomo na wyjazd nie jedzie się aby oglądać mecz

… to była głównie kopanina w środku pola.

P.S.
Możliwe jednak, że ten mecz miał swoją historię. Jak zauważył mój kolega na naszym sektorze nie było nikogo z ekipy mocnych wrażeń. Może to oznaczać, że dla niektórych nie był to kolejny wyjazd na Ruch… .

sobota, 15 października 2011

Szkółka Barcelony w Warszawie, czyli inne spojrzenie

Jakiś czas temu pisałem o tym, że Barcelona otwiera szkółkę piłkarską w Warszawie. Wydźwięk mojego posta był jak najbardziej optymistyczny. Wczoraj miałem okazję odbyć rozmowę, która pozwoliła mi inaczej spojrzeć na tą sprawę. Gdałem chwilę z człowiekiem, który na codzień zajmuje się trenowaniem młodzieży i jego uwagi wydały mi się dość celne.

No tak na 11 koszulek 2 Barcelony, fot. podlasie24.pl
 
  Barcelona zrobiła w sumie niezły interes. Poza marką nie daje bowiem nic. Boiska, trnerzy, kasa są polskie. Skąd kasa? No cóż trzeba było zabrać trochę z innych miejsc takich jak dopłaty do pensji trenerów w małych klubach, których nie stać na płacenie porządnych pieniędzy szkoleniowcom. Powiedzmy, że jak komuś się w domu nie przelewa to nie wyśle dziecka do szkółki Barcelony. Zyskali zatem lepiej sytuowani, a dokładniej dzieciaki lepiej sytuowanych. Biedniejsi są skazani na trenera wolontariusza. 

Przykładamy rękę do rozwoju klubu, który jest rozwinięty chyba najbardziej na świecie. Dlaczego zatem nie promujemy jakiejś polskiej szkółki? Nie zrobimy z marki z Legii, Lecha czy Wisły? Czy już na zawsze chcemy być w kategorii "marne kluby, które raz na ruski rok wygrają jakiś mecz w drugorzędnej
Lidze Europejskiej". Chyba zależy nam na tym aby kiedyś, w końcu grali u nas naprawdę dobrzy zawodnicy.

Jak już napisałem jeżeli ktoś liczył na to, że jak wyśle dziecko do szkółki Barcy Varsovie to będzie ono trenowało z człowiekiem, który jest uczniem Guardioli to się grubo myli. Trenerzy są polscy, co oczywiście nie zanczy, że gorsi, ale podobno...

tak słyszałem

... też nie wybitni.

Podsumowując nie uważam, że był to zly pomysł, ale powstrzymywałbym "hura optymizm" widoczny w mediach. Efekty zobaczymy po kilku latach. Jeżeli ci młodzi piłkarze pomogą kiedyś sięgać reprezentacji po najwyższe cele to mi to bardzo odpowiada. 

środa, 12 października 2011

Kto zagra na Euro 2012, czyli Polska nie trafi na Ekwador

Znamy już prawie wszystkie zespoły, które zagrają na Euro 2012. No … prawie wszystkie, bo jeszcze są do rozegrania 4 mecze barażowe. Zawsze można jednak trochę pospekulować i spróbować wytypować ostateczną 16 najbliższych Mistrzostw Europy:

Polska
Ukraina
Hiszpania
Holandia
Niemcy
Włochy
Anglia
Rosja
Chorwacja
Grecja
Szwecja
Dania
Portugalia
Francja
Czechy
Turcja

Już wiadomo, że Polska zmierzy się z kimś z czwórki: Niemcy, Włochy, Anglia, Rosja (nie muszę chyba dodawać, że najlepiej by było jakby trafili nam się ci ostatni). Czarny scenariusz zakłada wylosowanie jeszcze Francji i kogoś z dwójki Dania/Szwecja. Bardziej optymistyczny wariant to np. Grecja + ktoś z baraży…
… może Turcja.

Z pewnością należy się cieszyć z faktu, że nie mamy opcji abyśmy zagrali z obecnym Mistrzem Świata Hiszpanią, ani Wicemistrzem - Holandią gdyż jesteśmy rozstawieni w tym samym koszyku. Tak czy siak nie będzie lekko, ale moim zdaniem lepsze to niż ślepy traf Mundiali i spotkania np. z Ekwadorem…  

… czy inną kaszaną z Ameryki Południowej lub dajmy na to Azji, z którą i tak przegrywamy.

Polska - Ekwador, mecz Mundialu 2006, mina trenera Janasa mówi sama za siebie, fot. fotosik.pl

czwartek, 6 października 2011

Ajax w Madrycie, czyli na czym polega urok wyjazdow

Na czym polega urok wyjazdow? Na grze w pilke na glownym placu europejskiej stolicy? Na przepychankach z ochrona? Na glosnym, fanatycznym dopingu? Chyba kazdego urzeka cos innego.

Polecam ponizszy filmik z zeszlotygodniowej inwazji kibicow Ajaxu na Madryt.

poniedziałek, 3 października 2011

Legia - Hapoel, czyli o braku nieodpowiednich okrzykow, prowokacyjnej oprawie i elegnackim walczyku

Podobnie jak w wypadku meczu z PSV po czasie zamieszczam relacje osoby, ktora osobiscie byla na spotkaniu z Hapoelem. Tym razem nie jest to stadionowy wyjadacz (a tak wlasnie mozna nazwac mojego kumpla Zyle), ale kolezanka, ktora na mecze chodzi od niedawna.

Na temat piłki nożnej to bym wolała się nie wypowiadac bo się nie znam - generalnie pierwsza polowa była dramatyczna, w drugiej ruszyli się i były efekty. Kibice gości byli bardzo nieliczni, ale mieli jakieś tam flagi i  bęben, nawet przez sekunde go słyszałam. Oprawa Legii  troche prowokacyjna, ale ultrasi nie przekroczyli granicy dobrego smaku, mi się podobała. Sam napis fajny, ale niestety tego ze tam jest zamaskowana twarz z kartoników nie było zbyt dobrze widać. Na szczęście nie słyszałam ani razu jakichś nieodpowiednich okrzyków - nic o gazie i tych sprawach wiec jestem dumna z postawy Legionistów. Doping był zajebisty, nawet moja trybuna wschodnia pod koniec stała i kibicowała i małego walczyka elegancko odtańczyła. Mało nie dostałam zawału z powodu nagłych zwrotów akcji i nadmiaru emocji.