poniedziałek, 17 października 2011

Znowu w Chorzowie, czyli jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma

Moja noga już doszła do siebie, więc można było ruszyć na jakiś wyjazd. Pech chciał, że najbliższy wypadał w Chorzowie. Czemu pech? Kto tam był ten wie, wolne wchodzenie, skrupulatne macanie przez ochroniarzy i zawsze długie czekanie na sektorze po meczu. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

kibice Legii w Chorzowie, fot. jp85.pl

Kilka słów o samym spotkaniu. Było ono jak to się mówi „bez historii”. Ani my, ani on bez oprawy. Doping u nikogo nie powalał, a Ruch (jako gospodarz) wręcz zawiódł pod tym względem. Zresztą nie tylko pod tym. W obecnym sezonie nie chciało im się nawet „przywitać” nas koło dworca. 

Piłkarze też nie dawali powodów do większych emocji. Z tego co widziałem…

a jak wiadomo na wyjazd nie jedzie się aby oglądać mecz

… to była głównie kopanina w środku pola.

P.S.
Możliwe jednak, że ten mecz miał swoją historię. Jak zauważył mój kolega na naszym sektorze nie było nikogo z ekipy mocnych wrażeń. Może to oznaczać, że dla niektórych nie był to kolejny wyjazd na Ruch… .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz