Moja noga już doszła do siebie, więc można było ruszyć na jakiś wyjazd. Pech chciał, że najbliższy wypadał w Chorzowie. Czemu pech? Kto tam był ten wie, wolne wchodzenie, skrupulatne macanie przez ochroniarzy i zawsze długie czekanie na sektorze po meczu. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
kibice Legii w Chorzowie, fot. jp85.pl |
Kilka słów o samym spotkaniu. Było ono jak to się mówi „bez historii”. Ani my, ani on bez oprawy. Doping u nikogo nie powalał, a Ruch (jako gospodarz) wręcz zawiódł pod tym względem. Zresztą nie tylko pod tym. W obecnym sezonie nie chciało im się nawet „przywitać” nas koło dworca.
Piłkarze też nie dawali powodów do większych emocji. Z tego co widziałem…
a jak wiadomo na wyjazd nie jedzie się aby oglądać mecz
… to była głównie kopanina w środku pola.
P.S.
Możliwe jednak, że ten mecz miał swoją historię. Jak zauważył mój kolega na naszym sektorze nie było nikogo z ekipy mocnych wrażeń. Może to oznaczać, że dla niektórych nie był to kolejny wyjazd na Ruch… .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz