środa, 28 lipca 2010

Porozumienie SKLW z zarządem KP Legia Warszawa, czyli jak Gazeta straciła swój wzór kontaktów z kibicami

„Pożyjemy, zobaczymy”, tak najkrócej można opisać atmosferę panującą wśród kibiców Legii Warszawa zgromadzonych wczoraj na nowym stadionie tego klubu.

Mała dygresja na temat stadionu, nie mogę się powstrzymać… . Naprawdę imponujący obiekt. Osobiście odwiedzałem go po raz pierwszy. Mam tylko nadzieję, że nagłośnienie, które zaprezentowano na spotkaniu nie jest tym, które miało zapewnić, że na Łazienkowskiej koncertować będą największe gwiazdy. Nic nie było słychać! Kibiców było ok. 500 – 600.

W każdym razie… część osób mówiła wręcz o szoku (w negatywnym tego słowa znaczeniu). Po licznych przejściach z prezesami, szefami bezpieczeństwa, oczerniającymi wywiadami w mediach fani ze Stolicy są co najmniej ostrożni. Dwie rzeczy są pewne, na meczu z Arsenalem będzie komplet, a liczba sprzedanych karnetów wyniesie więcej niż 4 tys. ( przypominam, że nowy stadion ma ok. 30 tys. miejsc). Klub tego potrzebuje. Inaczej otwarcie nowego obiektu będzie klapą podobną do tej, jaką wczoraj zafundowali kibice Sparty Praga.

Wczorajsze wypowiedzi przedstawicieli SKLW i prezesa Kosmali dwukrotnie przerwał huk wybuchającego Achtunga. Trzymający mikrofon przedstawiciel zarządu podskoczył i z niesmakiem spojrzał w stronę skąd pochodził hałas. Jednak spotkanie toczyło się dalej, na sektor nie wparowała ochrona i nikt nie dostał zakazu.
Kibice mieli kilka pytań. Jedno z nich dotyczyło reakcji Gazety Wyborczej na ogłoszony 26 lipca rozejm w wojnie, która trwała na Łazienkowskiej 3 w Warszawie. W odpowiedzi podkreślono, że jest to jedyny tytuł, który tak skomentował tę sprawę. Rzeczywiście, flagowy tytuł Agory, który wydawał się iść ramię w ramię z drugim gigantem mediowym – ITIem został trochę na lodzie ze swoimi wypowiedziami o przykładach walki z chuliganami i jedynym, osamotnionym klubie w Polsce, który chce coś zmienić. Teraz Legia nie chce zmieniać, chce współpracy. Dziennikarze wymieniali co wybaczył zarząd: Wilno, „Jeszcze jeden!”. Niektórzy przypominali też wydarzenia na Starówce po zdobyciu mistrzostwa Polski i Puchar Polski w Bełchatowie. Konsekwentnie pojawiało się słowo „kibol”. Gazeta Wyborcza wykazała się konsekwencją. Jej brak zarzuciła KP, dając tym samym sygnał, że wciąż będzie pełnić rolę strażnika moralności na polskich stadionach. Ale samotny strażnik to niewdzięczna rola. Warto przypomnieć, że inaczej walczy się w świecie pełnym zła, gdzie nikt nie wykazuje chęci poprawy.

Taka trochę jest polska piłka. Pewne rzeczy, nawet te sprawiające, że niektórzy nigdy nie przyjdą na stadion, są jej stałym elementem. Trzeba umieć dopasować się do pewnych standardów zachowań. Na stadionach jest miejsce dla każdego kto to rozumie. Lech Poznań wydaje się współpracować z klubem prawie perfekcyjnie. Jeździ po całej Europie bez (większych) skandali. Gazeta Wyborcza nie akceptuje tego, że to kibice dyktują w pewnych sprawach warunki np. jeżeli chodzi o dystrybucję biletów na wyjazdy.Założenie, że to się zmieni jest utopią tak długo, jak w Polsce będzie funkcjonował zorganizowany ruch kibicowski.

Jedno jest pewne, z grona podmiotów, które chcą go zniszczyć odpadł (póki co) jeden duży gracz, koncern mediowy i właściciel jednego z najlepszych klubów w Polsce. Czy inni przeciwnicy kiboli pójdą za nim?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz