Mimo marnego samopoczucia, kataru do pasa i bólu gardła zdecydowałem się spedzić wczorajszy dzień na wyjeździe do Kielce. Powodów było kilka. Po pierwsze nigdy tam jeszcze nie byłem. Po drugie Korona, ma całkiem fajny stadion (niegdyś najnowocześniejszy w Polsce).
Po powrocie z Kielc stwierdzam, że wcale nie taki fajny. W skrócie to - beton, blacha i stal. Wszystko szare i smutne.
Po trzecie niedługo kończy się runda jesienna i zacznie się posucha wyjazdowa.
Niestety nie było nam dane pojechać samochodami, co biorąc pod uwagę dobrą drogę wydawało się być sensownym rozwiązaniem. Zorganizowano specjala, co oznaczało caaaały dzień w plecy.
Na naszym sektorze zabawa była... średnia. Z pewnością wynik i brak oprawy (nie wpuszczonej przez policję) miały wpływ na jakość dopingu, ale żeby tak zamulać. Ja rozumiem, że było zimno, ale do cholery stać nas na więcej. Nieodpalona pirotechnika nie zmarnowała się i na postojach w drodze powrotnej towarzystwu się nie nudziło.
Korona marnie oflagowała swój sektor, ale za to parę razy naprawdę ładnie śpiewali szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w młynie było ich nie więcej niż 1 000.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz