środa, 27 kwietnia 2011

Czego nie wiedzieliście o Szwecji, czyli łamanie stereotypów

Z czym może kojarzyć się Szwecja? Z fiordami, rybakami, łososiem, eugeniką… 
Możliwe, że Was nie doceniam, ale chyba warto wspomnieć o co z tą eugeniką chodziło: 

Generalnie eugenika zakłada dążenie do ulepszania gatunku poprzez pielęgnowanie określonych cech dziedzicznych i eliminację mniej pożądanych atrybutów. Jak to się odbywało? A no na przykład przez sterylizację.
 
Najdłużej, bo ponad 40 lat, program eugeniczny był prowadzony w Szwecji. Szwecja była jednym z pierwszych krajów na świecie, w którym powstał instytut poświęcony higienie rasowej (1922), kierowany kolejno przez Hermana Lundborga i Gunnara Dahlberga.

W każdym razie wracając do wyliczanki… z chuliganami piłkarskimi? No właśnie, kibice ze Szwecji niejednokrotnie dają o sobie znać, również na arenie międzynarodowej.

blackarmy.se

Parę dni temu sędzia liniowy został trafiony racą podczas meczu Syrianska z AIK Sztokholm. Musiał pojechać do szpitala, a mecz został przerwany. Innym razem kibice klubu ze stolicy Szwecji obrzucili kamieniami i butelkami autokar z piłkarzami Levskiego Sofia przed spotkaniem Ligi Europy. Nawet po tym wydarzeniu prezes klubu z Bułgarii powiedział, że:

Szwecja jest cywilizowanym krajem...

Ok, w takim razie inny przykład. Kolejnym szwedzkim klubem, którego kibice potrafią narozrabiać jest drugoligowe Hammarby. W zeszłym sezonie podczas wyjazdu na mecz z IFK Norrkoping trzeba było ewakuować… sektor rodzinny. Zresztą meczom z udziałem tych drużyn zawsze towarzyszyły emocje nawet jeżeli jest to hokej.



Celem tego wpisu było łamanie niesprawiedliwych stereotypów. Szwedzi to nie tylko spokojni i weseli żeglarze. Kiedyś byli oni zdolni do robienia całkiem niewesołych rzeczy. Chciałem również pokazać, że polscy kibice wcale nie są najbardziej zdegenerowani, a nie przynajmniej nie mniej zdegenerowani niż w „cywilizowanej Szwecji”.

sobota, 23 kwietnia 2011

Kiedy kibice biją zawodników, czyli czy w Polsce niebezpiecznie jest być piłkarzem?

Jakiś czas temu pisałem o głośnej sprawie „pobicia” Jakuba Rzeźniczka przez „herszta kiboli Legii”. Na początku mówiło się o tym, że piłkarz został uderzony pięścią w twarz. Teraz pojawiają się teksty o spoliczkowaniu. Czekam aż ktoś wreszcie napisze, że tak naprawdę obrońca Legii został popchnięty.

Ostatnio natrafiłem na tekst opisujący podobne sytuacje w Radomiu i Gorzowie Wielkopolskim. W pierwszym przypadku była to kara za przegraną z Pogonią Siedlce. W drugim złe miejsce, zły czas + fani przeciwnej drużyny.

Tak w ramach wtrącenia: Akcje chuligańskie pod tytułem kibice napadają na piłkarzy nie lubianej drużyny są totalną żenadą. Od kiedy to grajki stanowią reprezentację jakiegokolwiek klubu? Wiadomo, że prawdziwą reprezentację stanowią kibice!!!
Poza tym, co się później przepraszam robi? Pali dresy klubowe i torby na rzeczy po treningu?

Wracając do tematu, można by pomyśleć, że w Polsce strasznie niebezpiecznie jest być piłkarzem. Otóż są miejsca gdzie jest jeszcze gorzej co obrazuje chociażby wypowiedź Vukovica z 2009 roku (źrodło Dziennik):

Kibice mają tu naprawdę dużo do powiedzenia. Grecy są szaleńcami na punkcie piłki i rzeczywiście potrafią w różny sposób zademonstrować swoje oczekiwania wobec drużyny. Naturalną rzeczą są na przykład odwiedziny na treningu - kibice przychodzą na zajęcia i wyrażają swoje pretensje do piłkarzy czy trenera. Najczęściej dzieje się to zresztą za pozwoleniem władz klubu.

kibice Olympiakosu atakują piłkarzy Panathinaikosu, fot. keeptalkinggreece.com

U nas władze klubów za wyrażanie pretensji dają zakazy. O dziwo wielu kopaczy z Polski uważa wyjazd do Grecji za awans piłkarski. Ciekawe, może oni lubią taką motywację?

piątek, 22 kwietnia 2011

Pod prąd, czyli o kupie na boisku

Ten wpis mógłby dotyczyć wielu rzeczy: awansu Legii do finału Pucharu Polski, wygranej Realu z Barceloną czy zakazu wyjazdowego dla fanów Wosjkowych. Jednak jako, że futballog ma iść pod prąd i tym samym zaskakiwać czytelników napiszę o czymś zupełnie innym.

Tematem wpisu będzie kupa, którą musiałem wczoraj zmywać ze swojego buta. Wszystko zaczęło się od pracowniczej wycieczki do sklepu. Pod drodze spotkaliśmy 3 małolatów grających w piłkę na boisku znajdującym w parku Szczęśliwickim. Ponieważ pogoda była piękna, a odpoczynek od pracy zawsze się przyda postanowiliśmy chwilkę z nimi pokopać. Kiedy skończyliśmy grę zauważyłem, że do podeszwy moich adidasów przykleiło się coś brązowego i śmierdzącego.

fot. krakoff.info

Generlanie zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy wyprowadzają swoje psy na boiska sporotwe. To nie jest tylko problem Ochoty, bo na boisku przy ul. Natolińskiej (warszawskie Śródmieście) jest dokładnie to samo. 

Zakładając, że na boiskach tych grają miejscowe dzieciaki, a psy wyprowadzają okoliczni mieszkańcy można wysnuć wniosek, że ci drudzy fundują „gównianą grę” tym pierwszym, czyli dzieciom swoich sąsiadów. Nie chcę tutaj rozwodzić się nad temat utrzymywania porządku i sprzątania po swoich szczekających pupliach. Dla mnie sprawa jest prosta – jeżeli chcesz mieć psa to nie możesz brzydzić się wziąć jego kupy do ręki i wyrzucić do specjalnego śmietnika.

Jak widać brak boisk wcale nie jest głównym problemem polskiej młodzieży. Boiska są, ale co z tego jak nie da się na nich grać z powodu psich odchodów. Na koniec, mam nadzieję, że właściciel czworonoga, w którego bobka miałem okazję wdepnąć znajdzie kiedyś podobną niespodziankę na poduszce przed pójściem spać.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Od A do Z, czyli mecz Lech – Legia cz. II

L – jak „lampa”, inaczej słońce, które ostro w sobotę przygrzewało. Pogoda na wyjazd wymarzona. Okulary przeciwsłoneczne i czapki z daszkiem zdecydowanie się przydały.

M – jak Manu. Muszę powiedzieć…

wczoraj wielu obecnych na meczu kibiców podzielało moje zdanie

… że mam szczerze dosyć tego faceta. Nie wiem co z nim jest nie tak, ale coś jest i to coś sprawia, że jego gra nic nie daje zespołowi. Niby potrafi przyjąć, utrzymać się przy piłce, przyśpieszyć, okiwać i prawidłowo podać, a i tak nic z tego nie ma. Ja mówię Manu – do widzenia.

fot. sportandmore.pl

N – jak napoje, które można było kupować w drodze powrotnej. Dodatkowo w sklepiku zorganizowanym przez kibiców dostępne były kanapki. Podobno niektórym szczęśliwcom trafiły się nawet browary. Muszę przyznać, że zazdrość mnie zżerała. 

O – jak organizacja prezentacji oprawy. O ile muszę pochwalić Lecha za efekt końcowy …

dużo osób twierdziło, że tę ekipę stać na o wiele więcej

… to samo rozciąganie liter tworzących napis KOLEJORZ przebiegało za wolno i w ewidentnym chaosie. Widać było biegających wzdłuż trybuny ultrasów Lecha. Równiej by to wyszło jakby przydzielono osobę do każdej litery.

P – jak „palec Arboledy !!!” Taki „pocisk” dostaliśmy od małolatów widzianych z okna autobusów wiozących nas ze stadionu.

P.S. To ci od gołej dupy.

R - jak Rudnevs sprowadzony w tym sezonie strzelec jedynego gola, który dał Lechowi zwycięstwo. Szkoda, że skauci Legii nie wyszukują takich zawodników.

fot. pilkarskiekomentarze.com

S – jak stadion. Z wierzchu betonowy klocek na środku pustkowia. W środku bardzo nowoczesny funkcjonalny obiekt. Sektor gości ma plusy i minusy. Plusem jest to, że trybuny są piętrowe co daje niezłą widoczność i jest dużo miejsca na flagi. Minusem fakt, że ponieważ jest na rogu kibice siłą rzeczy dzielą się na dwie grupy.  

T – jak tłum. Ej, dzień kiedy uda się wreszcie odpowiednio dobrać rozmiar „specjala” do ilości kibiców, którzy mają nim jechać będzie najpiękniejszym dniem w moim życiu.

Wiem, wiem nie byłem w tym roku we Wrocławiu, gdzie podobno było luźno.

Ale przecież wiadomo było, że będzie nas dużo (ponad 2 tysiące). Niby dwa pociągi, a i tak albo stoisz, a jak nie stoisz to ci co stoją ciągle się na tobie pokładają.

fot. jp85.pl

U – jak umiar w piciu napojów alkoholowych. Wyjazd miał być objęty „całkowitym zakazem picia alkoholu” jednak kilka osób cichaczem popijało jakiś browarem czy zakamuflowaną wódkę z Colą. Trzeba jednak przyznać, że wszyscy trzymali fason i nie było tym razem patoLegii. 

W – jak wynik. Znowu nie tak jak miał być. Teksty w stylu „zagraliśmy lepiej niż w poprzednich meczach” wręcz mnie irytują. Z tego co się orientuje drużyna walcząca o mistrzostwo musi wygrywać mecze i strzelać bramki. I nie ma tu znaczenia błąd sędziego. Aby wygrywać regularnie trzeba być lepszym i trzeba umieć dominować przez całe spotkanie i na całym boisku.

Z – jak zadymiarze stadionowi, czyli kibice Legii, którzy są znani między innymi z tego, że lubią odpalać różnego rodzaju środki pirotechniczne podczas meczów piłkarskich. I oby to się nigdy nie zmieniło.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Od A do Z, czyli mecz Lech – Legia cz. I

Ponieważ relacja z wczorajszego meczu będzie obszerniejsza zdecydowałem się podzielić na dwie części.

A – jak arbiter, który był wczoraj kontrowersyjną postacią. Bo i wcześnie dał kartkę za dyskusję Vrdoljakowi i potem nie dał karnego… . Kto się domyśla jakie słowo…

podpowiem, że wiąże się z orientacją seksualną skierowaną na osoby tej samej płci

… rymuje się z Małek ten wie jaką piosenkę często śpiewali wczoraj kibice Legii.

Małek, Durdjević i Borysiuk, fot. legialive
B – jak bałagan, który panował przy wchodzeniu na stadion. Najpierw pojawiły się niby jakieś listy z nazwiskami, na których nikogo nie było. Potem i tak wszyscy wchodzili przez jedną „dodatkową” ,bramkę gdzie listy sprawdzało SKLW. Eh.

C – jak Cracovia Kraków, zgoda Lecha, której flaga wisiała wczoraj na sektorze gospodarzy.

D – jak dupa, goła dupa, którą pokazywali jacyś małolaci w szalikach Lecha i później jeden koleś, do przejeżdżających autobusów wiozących Legię na dworzec. Szkoda, że nie pokazali klasy, bo ja rozumiem, że jest napinka, ale to było wręcz obleśne. 

Chyba nigdy nie przestanie mnie to dziwić, tam naprawdę nie lubi nas całe miasto. „Ty patrz Pani ze sklepu na posinęła” – mówi mi koleżka. Patrzę, a tam rzeczywiście baba stoi przed sklepem coś krzyczy i macha palcem. No nic, ja rozumiem – Legia przyjechała.


E – jak Euro 2012. Przygotowania do tej imprezy podsumowali zarówno kibice Lecha jak i Legii:

„Rządu niespełnione obietnice = temat zastępczy kibice”.

Dodatkowo Lech pokazał sektorówkę, na które wyliczył: przepłacone stadiony, autostrady, których nie będzie, przypudrowane dworce, prowincjonalne lotniska oraz słabych zawodników. Do przemyślenia.


F – jak flaga Lecha – Tarnowo Podgórne, która spłonęła na sektorze zajmowanym przez kibiców Legii. Wcześniej wisiała chwilę w części gdzie siedziała ekipa (s)Portowców ze Szczecina co sugeruje kto mógł ją zdobyć. Tak jak sobie przypominam to płótno tych rozmiarów nie było palone na stadionach Ekstraklasy od kilku lat.

Spadające części flagi podobno wypaliły dziurę w daszku poniżej. Będą wydatki, oby nie był kar dla Legii.

fot. JP85.pl
G – głupota. Inaczej nie można nazwać zachowania pewnej grupki, nazwijmy ich nastolatkami, a konkretniej dwóch panienek i chłopaczka w barwach LECHA, którzy spacerkiem chcieli przemknąć obok autubsów pełnych Legii !!! Przepraszam, ja pierdolę, nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem. Gratulacje również dla policji, która ich do nas przepuściła. 

Ma szczerą nadzieję, że tym Paniom nic się stało. Całe starcie

3 osobowa wyżej wspomniana grupka vs 50 osób, które wybiły się z autobusów

zakończył zdecydowany wjazd policji.
 
H – jak huk przed, którym w pośpiechu uciekała ochrona ustawiona pod sektorem gości oraz niektórzy kibice co widać na filmiku poniżej. Podczas prezentowania 2 oprawy poleciało w nią około 10 petard hukowych.




 I – jak Inaki Astiz, który tak odpowiada na pytanie redaktorów legialive, czego brakuje Legii:

Gdy marnujesz takie okazje jak zmarnowaliśmy dziś, to nie możesz być z siebie zadowolony. Takie sytuacje powinniśmy wykorzystywać, bo inaczej nie sposób myśleć o wygranych.

 
 J – jeden do jednego taki był wynik meczu, którym żyła wczoraj ta niekibicowska Polska. Wszyscy, którzy doceniają walory czysto piłkarskie czekali na Gran Derbi między Realem, a Barceloną. 

Ja z oczywistych względów meczu nie oglądałem, ale słyszałem, że był emocjonujący.

K – jak karny. Był czy go nie było. Z perspektywy trybun wślizg bramkarza Lecha wyglądał jak faul. Powtórki telewizyjnej nie widziałem.

Dziwi swoją drogą fakt, że skoro sędzia uznał faul bramkarza (nawet przed polem karnym) to dał tylko żółtą kartkę. W końcu Manu wychodził na czystą pozycję.

piątek, 15 kwietnia 2011

Portugalia dominuje Ligę Europejską, czyli apel do średniaków

Wszystkie cztery drużyny, które przeszły do półfinału Ligi Europy reprezentują Półwysep Iberyjski. Co ciekawe tylko jedna z nich pochodzi z Hiszpanii - Villarreal. W 1/4 zagrają dodatkowo Benfica, FC Porto oraz Sporting Braga. Ci co czytają mojego bloga doskonale wiedzą, że tego typu sytuacje uważam za strasznie nudne. Co więcej śmiem twierdzić, że jest to zabójstwo rozgrywek europejskich. 
 
Co prawda nie mogę narzekać na brak niespodzianek, bo na przykład nigdy nie sądziłem, że taki Sporting Braga zajdzie tak daleko. Jednak gdybym chciał zobaczyć mecz tej drużyny z Benficą Lizbona to bym sobie włączył ligę portugalską. 


fot. ccom-online.com

Oczywiście o tym kto gra dalej decyduje postawa piłkarzy na boisku. Jak słabo grają to odpadają i tyle, niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzi ich klub. W końcu to nie wina Barcelony, że jest obecnie najlepszym zespołem na świecie…
 

nie upieram się, że musi to być Barcelona, to tylko taki przykład, wiem, że dla kogoś innego może to być Real czy Manchester
 
… to wina wszystkich tych drużyn, które z nią przegrywają. Jeżeli chodzi o Ligę Mistrzów (w Lidze Europy ta zasada nie do końca się sprawdza) najgorsze jest to, że ta machina wciąż się napędza. Najlepsi i najbogatsi wygrywają, a co za tym idzie dostają za to pieniądze. Za zarobioną kasę kupują kolejnych zawodników ze słabszych i biedniejszych klubów przez co stają się jeszcze lepsi.
 

Apeluję zatem do wszystkich „średniaków”, którym udało się dostać do Champions League: „Zbierzcie się w sobie i zaskoczcie nas czymś do jasnej cholery. Skoro kiedyś Wisła Kraków pokonała Barcę to Wy też możecie. Nie ma rzeczy nie możliwych.” 

środa, 13 kwietnia 2011

Licząc na cud, czyli jak odrobić stratę 4 i 3 bramek

Oj ciężkie zadanie stoi przed piłkarzami Tottenhamu i Interu. Ci pierwsi muszą strzelić aż 4 gole Realowi aby doprowadzić do dogrywki. Ci drudzy mają niby łatwiejszego przeciwnika (Schalke)i muszą tylko 3 razy trafić do bramki rywala, ale pamiętajmy, że będzie to wyjazd. W obu przypadkach nie mówimy zatem o zwykłym wygraniu meczu, to musi być spektakularna wygrana. Dla nas, kibiców to dobra wiadomość bo w obu spotkaniach przynajmniej jedna ze stron będzie musiała grać otwarty futbol.

Wczoraj podobnego cudu próbował dokonać Szachtar. Nie udało się. Barcelona (po nudnym meczu) wygrała 1 do 0 i z łącznym stosunkiem bramek 6 do 1 wyeliminowała Ukraińców z Ligi Mistrzów. Dużo bardziej wyrównany pojedynek prowadził Manchester z Chelsea. W rezultacie górą są Czerwone Diabły, a w Londynie mówi się o potrzebie zmiany rozumianej jako wyprzedanie starych gwiazdorów, patrz Lampard, Terry czy Drogba, i zastąpienie ich młodymi perspektywicznymi talentami, patrz David Luiz czy Torres (ciekawe, że są dziennikarze, którzy wciąż uważają Torresa za perspektywicznego zawodnika).

fot. guardian.co.uk

Swoją drogą to ciekawe, że na tym etapie rozgrywek są takie rozbieżności jeżeli chodzi o poziom drużyn. Kolejną ciekawą rzeczą jest to, że mega faworyci (patrz AC Milan czy Inter) dostają po dupie od europejskich średniaków (patrz Tottenham czy Schalke). Jednak czy komuś uda się wyciąć Barcę?

niedziela, 10 kwietnia 2011

K jak kibole, czyli mecz Legia – Zagłębie Lubin od A do Z

A – jak Alchim, reprezentant starej ekipy kibiców Legii, który pomagał w prowadzeniu dopingu 

B – jak balony, z których stworzono oprawę

C – jak Choto Dickson, który po powrocie z kontuzji wprowadził trochę spokoju w defensywie Legii

D – jak defensywa Legii, najgorsza od wielu sezonów, w 21 meczach straciła 31 bramek (brak Dickson'a?)

E – jak Ekwueme, piłkarz Zagłębia, który kiedyś reprezentował barwy Legii

F – jak fani Zagłębia Lubin, którzy w dość okrojonym składzie stawili się przy Łazienkowskiej 

fot. legialive

G – jak Gazeta Wyborcza, której dotyczyła meczowa oprawa

H – jak Hubert Sielewicz sędzia wczorajszego meczu

I – jak inne drużyny z czuba tabeli, z którymi Legia walczy o Mistrza (chociaż teraz to już chyba o Ligę Europy) i które również nie pokazały nic specjalnego. Śląsk Wrocław zremisował z Widzewem, a Lechia Gdańsk przegrała z Cracovią. Ciekawe jak dziś zagra Jaga. 

J – jak jedenastka, którą tym razem wykorzystał kapitan Legii Ivica Vdorljak 
 
K – jak kibole (Ole!)

L – jak Lwów, którego herb pojawił się na fladze Polski, która wisiała pomiędzy innymi legijnymi płótnami 

M – jak Maciej Skorża, który po zakończonym sezonie będzie najprawdopodobniej musiał szukać nowej pracy

N – jak „na razie” – „pazie na razie”, tak zareagowała Żyleta na widok gamoni opuszczających stadion przed końcem meczu „bo przegrywamy”. Ja dodam jeszcze od siebie:

N – jak „nie wracajcie”.

O – jak Olimpia Elbląg, której piłkarze byli obecni na spotkaniu Legii. Dziś Olimpia gra mecz w Pruszkowie.




P – jak pogoda, która kibiców wczoraj nie rozpieszczała, po kilku ciepłych dniach znowu mamy 5 stopni, eh

R – jak remis - 2 do 2

S – jak „Szydercy”, których reprezentant prowadził wczoraj doping 

fot. legia.com
 
T – Takesure Chinyama, który po wyleczeniu kontuzji w niczym nie przypomina zawodnika z zeszłego sezonu

U – jak Urban Jan trener Zagłębia, który do niedawna był szkoleniowcem Legii

W – jak Wilno, którego herb oprócz Lwowa pojawił się na fladze Polski wywieszonej na Żylecie

Z – jak Zagłębie Lubin, wczorajszy przeciwnik Legii

piątek, 8 kwietnia 2011

Kopniak w tyłek, czyli atak na sędziego

Po wspomnianym we wcześniejszym wpisie incydencie z udziałem gniazdowego Legii i obrońcy stołecznej drużyny w mediach pojawił się filmik, na którym fan Dynama Kijów kopie sędziego po meczu w Lidze Europy ze Sportingiem Braga.
 

No cóż nie od dziś wiadomo, że bycie sędzią piłkarskim to niewdzięczna praca. Umówmy się, sędzia jest dobry wtedy kiedy gwiżdże dla naszych. Każda „niesprawiedliwa” czerwona kratka, „bezpodstawny” karny, czy „bezsensowne” nie uznanie gola jest odbierane przez kibiców jako zamach na ich drużynę. W efekcie biedni arbitrzy (i ich rodziny) są wyzywani od najgorszych, a czasami (tak jak na Ukrainie) wręcz atakowani.

atak na sędziego podczas meczu reprezentacji Danii, fot. Khan Tariq Mikkel AP
 
Trzeba przyznać, że sędziowie (przynajmniej polscy) mocno pracują na to aby ich nie lubić. Ciągle słyszy się o aferach korupcyjnych i sprzedanych meczach. Skala tego zjawiska jest tak ogromna, że wiele osób automatycznie myśli „sędzia = sprzedawczyk”. Nie jest to może sprawiedliwe, ale z drugiej strony środowisko sędziowskie samo powinno być zainteresowane tym aby wyrwać „chwasty”. Tym czasem takie zainteresowania nie widać. „Ręka rękę myje”.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Gwiazdor mimo woli, czyli o rzetelnym dziennikarstwie

Gniazdowy Legii stał się gwiazdą mimo woli. Incydent, który miał miejsce w weekend rozpoczął dyskusje na temat walki z chuligaństwem. W telewizji, radiu i prasie pojawiają się wywiady z politykami, którzy są pytani o to co można zrobić z tym problemem. Wypowiadają się również różnej maści „eksperci” od futbolu.  

Trzeba przyznać, że niektóre uwagi są dość trafne, tak jak chociażby ta poniższa:

Chuligani są tak trudnym przeciwnikiem, bo to jedyna w polskim futbolu grupa, która się potrafi zjednoczyć dla czegoś więcej niż obrona stołków i zarabianie.


Cieszy mnie to, że niektórzy starają się przedstawić szerszy obraz sprawy. Paweł Wilkowicz z Rzeczpospolitej poza opisami przeżartego korupcją krajowego środowiska piłkarskiego oraz wyliczaniem rozrób wszczynanych przez polaków podaje przykłady  z Holandii, Anglii, Serbii, Grecji czy Włoch. Zwraca on również uwagę na fakt, że UEFA ma tendencję do częstszego i surowszego karania chuliganów ze wschodu. 


Dobrze, że są dziennikarze, którzy nie upajają się psioczeniem na własny kraj i jego obywateli. Niestety myślenie na zasadzie „u nas straszni chuligani, ale za to w Anglii…” jest wciąż powszechne. Świadczy to tylko i wyłącznie o tym, że duża część „ekspertów” nie ma pojęcia o czym pisze. Jak widać fakt, że ktoś zna się na piłce nożnej nie oznacza, że zna się na kibicach.


Nie jestem pewien czy skandowanie w Gdańsku „A na drzewach zamiast liści będą wisieć żurnaliści” jest w tej sytuacji na pewno dobry posunięciem. Dużo bardziej popieram strategię spotkań i wyjaśnień , którą zastosowano przy okazji nieporozumienia między Panem Piotrem i Jakubem. SKLW opublikowało po nim stosowne oświadczenie, z  którego wynikało, że problem został załagodzony, ale kogo by to interesowało… artykuły o czymś pisać trzeba.


Nie chcę tutaj komentować tego co się stało między Rzeźniczakiem a Staruchem. Nie miałem okazji rozmawiać z głównym aktorem sobotniego zajścia (i nie mam tu na myśli obrońcy Legii), więc nie wiem co się dokładnie stało. Nie chcę opierać swoich opinii na domysłach i spekulacjach. Szkoda, że niektórzy dziennikarze nie chcą postępować według tej reguły.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Po co się męczyć ?, czyli nowe zwyczaje na nowym stadionie

Piłkarze Legii robią wszystko aby nie zdobyć Mistrza Polski. To prawdziwa sztuka przegrać gdy prowadziło się 2 do 0. Chyba muszę napisać, że w tym sezonie już nic mnie nie zdziwi.

fot. legialive

Jednak jest jeszcze coś smutniejszego od wczorajszego wyniku. Zauważyłem, że na nowym stadionie pojawiły się jakieś niepokojące zwyczaje. Otóż zdejmowanie flag rozpoczyna się przed końcowym gwizdkiem. W 90 minucie nie wisi już nic. Ja rozumiem, że jest weekend i flagowy też człowiek, chce iść się napić, ale jak to wygląda w oczach kibiców przyjezdnych? 

Kolejną martwiącą rzeczą jest kończenie dopingu kilkanaście minut po meczu niezależnie od tego co się dzieje na stadionie. Wczoraj fani Ruchu ciesząc się ze zwycięstwa swojej drużyny wyzywali Legię co właściwie pozostało bez echa, bo wszyscy śpieszyli się piwko do Źródełka.

fot. legialive

Niektóre osoby powinny chyba przemyśleć sobie po co przychodzą na mecze. Jeżeli kibicowanie Legii jest karą i czeka się tylko aż sędzia zagwiżdże po raz ostatni to po co się męczyć? Nie lepiej obejrzeć mecz w domu? Wtedy zawsze można zmienić sobie kanał, nie ma tłoku i nie ma ryzyka, że ktoś będzie wymagał dopingu. Do przemyślenia.