czwartek, 9 czerwca 2011

Polska – Francja, czyli o piknikach

No i jak to mawiają „ch** bombki strzelił”. Miałem na żywo obejrzeć Evrę, Benzemę i spółkę, a w końcu będę musiał zadowolić się relacją telewizyjną. Po kiepskiej frekwencji na meczu z Argentyną nie sądziłem, że mogą być jakiekolwiek problemy z kupnem biletu na dzisiejszy mecz. A tu niespodzianka, stadion pełny.

Chciałem napisać, że to wszystko wina tak zwanych „pikników”, dla których drugi skład abicelestes nie był dość dobry, ale w sumie… dla mnie też nie. Umówmy się nie chciałem odwiedzać dziś Łazienkowskiej ze względu na doping czy oprawę.

Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że chciałem pójść na to spotkanie z Ojcem, który jeszcze nie widział nowego obiektu Legii. Sorry Tato, nie wyszło. Tak więc lecę do sklepu po piwo bo się zaraz zaczyna.

"piknik" z piwem, fot. futbolnews.pl

2 komentarze:

  1. Pikniki tez sa czasem potrzebne. Byc moze dzieki nie i ich duzej frekwencji na takich spotkaniach, ceny biletow nie beda juz rosly w takim tempie. Za obiekt trzeba zaplacic, a jak nie ma frekwencji to nie ma z czego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Paradoksalnie frekwencję na polskich stadionach napędzają ultrasi. Ponieważ na boiskach nie dzieje się nic ciekawego ludzię przychodzą zobaczyć oprawę i pośpiewać. Chyba, że w każdym meczu będą grały gwiazdy pokroju Evry. Wtedy mam zawsze 100% frekwencji.

    OdpowiedzUsuń