poniedziałek, 27 czerwca 2011

Niesforne lata 90, czyli recenzja książki Martina Kinga i Martina Knighta

Po Krwi na stadionach przyszedł czas na kolejną recenzję książki o kibicach. Tym razem jej autorami są Panowie związani z londyńską Chelsea - Martin King i Martin Knight. Powiem krótko, tytuł ten pożarłem. Świetne poczucie humory, realistyczne opisy i co najważniejsze ciekawe refleksje na temat środowiska kibicowskiego, niejednokrotnie bardzo krytyczne.

O ile Krew na stadionach była momentami do bólu przewidywalna, tak Niesforne lata 90 zaskakują z każdym rozdziałem. Mnie osobiście najbardziej zdziwiły dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest fakt, że na wyspach wszyscy chuligani się doskonale znają. Ich kontakty są posunięte do tego stopnia, że autor potrafi pójść na mecz z kumplem, który akurat kibicuje Tottenhamowi, mimo, iż jak pisze gardzi kibicami tej ekipy, gdyż stosują oni niehonorowe metody walki. Druga to wspominanie czasów, gdy Arsenal Londyn miał ekipę, która przeganiała najtwardsze składy w Anglii. W życiu nie sądziłem, że akurat ta drużyna kiedykolwiek mogła pochwalić się walecznymi kibicami. The Guners zawsze byli dla mnie uosobieniem ładnej piłki i marnego wsparcia ze strony fanów. To jak bardzo się myliłem uświadomił mi rozdział „Kanonierzy”.

Nie będę opisywał innych wątków, aby nie zepsuć Wam zabawy. Powiem tylko, że poszczególne rozdziały dotyczą różnych ekip takich jak Middlesbrough, Manchester United czy West Ham.

To co mi się szczególnie podoba w tej książce to perspektywa z jakiej została napisana. Autor nie jest już młodzieniaszkiem, ma żonę, dzieci i 3 psy na utrzymaniu. Często dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat sensu awantur stadionowych. Potrafi również dostrzec pewien szerszy obraz całej tej kultury. King i Knight świetnie rozprawiają się z mitem „normalnych kibiców”, którzy nie mogą chodzić na mecze przez „bandytów”.

„Pamiętam jak za gówniarza siedzieliśmy z ojcem na schodach dolnej części the Shed i czekaliśmy na rozpoczęcie meczu. Na przeciwległym sektorze wybuchła bijatyka, po tym jak chłopaki z North Stand zwyczajowo zaatakowali przyjezdnych. Wokół nas zrobił się szum, ludzie zakręcali swoje termosy i wychylali głowy, aby widzieć co się dzieje. „No chłopaki zróbcie im piekło na ziemi” krzyczeli. […] To właśnie była ta większość, której my czyli mniejszość, zrujnowaliśmy piłkę nożną.

Jedyne co bym zmienił w tej pozycji to proporcja historii z meczów u siebie do tych z wyjazdów. Właściwie poza ostatnim, świetnym rozdziałem dotyczącym wojaży europejskich, tych drugich jest jak na lekarstwo. A szkoda. W końcu wyjazdy stanowią esencję bycia kibicem. Panom z Londynu rozmyło się też trochę zakończenie. Próba porównania chuliganów i kierowców przekraczających dozwoloną prędkość była lekką hipokryzją. Umówmy się, że obie grupy mają ze sobą nie wiele wspólnego mimo, że czasami członkowie jednej z nich wchodzą w skład drugiej.

Nie zmienia to jednak faktu, że jest godna uwagi pozycja. Szczególnie dla zmartwionych matek, sióstr i dziewczyn, których synowie, bracia i faceci są fanatykami swojej drużyny.

1 komentarz:

  1. POLECAM PRZECZYTAĆ

    Congratulations You have just met the I.C.F.

    OdpowiedzUsuń