I znowu jest tak, że zmieniam temat wpisu w ostatniej chwili. W końcu tyle się dzieje: kibice Legii wspierali swoją drużynę sprzed stadionu, a po meczu piłkarze dziękowali im przez kratę, bo nie pozwolono im opuścić obiektu przy Łazienkowskiej; w lidze angielskiej mecz o mistrzostwo rozegrają Manchester i Chelsea; w Turcji natomiast doszło do konkretnej awantury między kibicami Bursasporu i Besiktasu. Ja tymczasem napiszę o meczu, który oglądałem wczoraj zupełnie przypadkiem.
Nie da się ukryć, że piłka nożna jest najpopularniejszym sportem w naszym kraju, dlatego zawsze gdy włączy się jakąś stację sportową istnieje duża szansa, że zobaczymy mecz futbolu. Tak było też wczoraj, gdy siedząc u ziomka przed koncertem De La Soul buszowaliśmy leniwie po stacjach „Cyfry”. Zatrzymaliśmy się na trwającej w najlepsze drugiej połowie meczu pomiędzy Evertonem i Manchesterem City. The Toffies przegrywali jeden do zera i niewiele wskazywało na to aby coś mogło się zmienić. Nie zdziwiło nas to zresztą, bo w „City” grają gwiazdy światowej piłki, z Evertonu znaliśmy tylko Phila Neville’a i Johna Heitingę.
I nagle ekipa z Liverpoolu strzela „szejkom” 2 bramki, i wygrywa w rezultacie mecz 2 do 1. W szczególności drugie trafienie było pierwszorzędnej jakość, a piłkarz, który je zdobył zaliczył przy okazji K.O.
Tak więc zupełnie przypadkiem zobaczyliśmy całkiem ciekawy mecz. Całe szczęście, że piłka jest tak popularna. W innym przypadku zatrzymalibyśmy się pewnie na Formule 1 czy powtórce jakiejś walki bokserskiej. W końcu by nam się to znudziło więc zmienilibyśmy na jakąś komedię z wczesnych lat 90-tych, graną w Polsacie, co sprawiłoby pewnie totalny spadek motywacji do czegokolwiek. A tak poza meczem zobaczyliśmy też fajny koncert w Parku Sowińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz