Niestety, nie byłem na wyjeździe, który najprawdopodobniej okaże się być najlepszym w tej rundzie. Nie mogło jednak zabraknąć relacji z niego. Większość z dostępnych w Internecie tego typu tekstów jest napisana z perspektywy osób, którym udało się wejść na sektor gość. Poniża relacja przedstawia co się działo z tymi, którzy z różnych powodów zostali przed bramą.
Z Warszawy, najpiękniejszego miasta pod słońcem wyjechaliśmy pociągiem po 15:30 i zamiast spędzić piątkowy wieczór na zabawie jechaliśmy na całkiem niebezpieczną wycieczkę do Łodzi. Nikt do końca nie wiedział co się stanie, ale każdy spodziewał się, 3 rzeczy:
• że Widzew ma należącą do nas flagę "Visitors",
• że się tym pochwali,
• że Legia nie będzie wtedy stała spokojnie.
W Łodzi, po wyjściu legionistów z pociągu, na twarzach części osób pojawiły się kominiarki i w wokół zaczęły wybuchać głośne petardy hukowe, atmosfera zrobiła się naprawdę gorąca. W pewnym momencie, jeszcze sporo czasu przed meczem, podczas wchodzenia na sektor, coś "pękło" po raz pierwszy tego wieczora i wybuchło zamieszanie z policją, po którym wchodzenie na stadion skończyło się definitywnie. W błotnistym wąwozie pod stadionem zostało ok. 200 osób otoczonych później szczelnie kordonem. Oświetleni oślepiającym światłem dużego reflektora i w oczach kamer ręcznych skierowanych prosto na nas nie straciliśmy głowy. Nie mając szans na wejście na obiekt rozpoczęliśmy "oglądanie" meczu na telefonach z dostępem do internetowych relacji live, oraz poprzez interpretowanie „ochów i achów” słyszalnych ze stadionu. Rozgrzewaliśmy się też głośnym dopingiem, była nawet fala meksykańska :).
Pozytywnym aspektem nie wejścia na stadion było to, że zamiast „koszernej” kiełbaski z cateringu widzewiaków część osób raczyła się zamówioną pod stadion pizzą. Ogólnie wyjazd "na plus", ale do przyjemnych nie należał.
M. - kibic Legii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz