poniedziałek, 18 października 2010

Widzew - Legia II, czyli druga relacja po wyjeździe

Kolejna, nieco spóźniona relacja z meczu Widzew - Legia. Tym razem z perspektywy kibica, któremu udało się wejśc na stadion. Dodatkowo 2 zdjęcia.

Relacja pochodzi ze stony www.legiafcndm.dbv.pl, a jej autorem jest Żyła .

Zaczynając relację od końca, można powiedzieć, że Legia Warszawa zawitała, w starym dobrym stylu, na Widzew Łódź! Zapachniało oldschoolem, latami 90tymi, dzikim żywiołem, jakim jest klimat trybun w kibicowskim klasyku.
Z Warszawy ruszamy przeładowanym specjalem- oprócz 800 osób z biletami wbili się też ci bez nich, opłacając przejazd. Spottersi i innej maści nieproszeni goście odbili się od drzwi pociągu jeszcze zanim cała ekipa w niego wsiadła. Podróż szybka i bez przygód.
Po dojechaniu do stacji Łódź Niciarka zaopatrujemy się w „atrybut kibicowski”, i licznymi petardami zaznaczamy swój przyjazd. Porozstawiani na peronie, w krzakach i powietrzu mundurowi wszystko non stop kamerują. 100m spacerku i jesteśmy pod stadionem. Tutaj zaczyna się tradycyjnie żmudne wejście na sektor, który znajduje się na końcu wąskich, stromych schodów. Zatem wejście w wyjątkowo niewygodnych warunkach. Same bramki przypominają wejście do obozu koncentracyjnego. Wysoka ściana, 2 małe przejścia, jedna słaba lampa i zasieki drutów kolczastych. Widok klimatyczny. Z wejściem szło różnie- jedni bez problemu, inni mimo, że mieli bilet nie byli na liście, parę osób odbiło się od alkomatu(mimo, że wyjazd bezalkoholowy i osobiście nie widziałem nikogo ko by pił), inni jakoś zakombinowali i weszli np. na bilecie kogoś innego. Co ciekawe opróćz listy imiennej i wiskania, sprawdzano nas także wykrywaczem metalu.

fot. Żyła
Na ok.80min przed meczem stadion niemal pusty. W młynie 50 osób, na Niciarce garstka, na prostej też niemal nikogo. Z biegiem czasu zaczynają się napinki z obu stron, zarówno widzewiacy jak i my szukamy zaczepki, bluzgów tego dnia nie brakowało. Na kilka minut przed meczem pod wejściem następuje próba wjazdu z bramą ponieważ część z ważnymi biletami nie została wpuszczona a i pozostałych kolegów bez biletów głupio tak zostawić;) Ochrona zostaje niemal wdeptana w ziemię, lata mnóstwo pirotechniki, część naszych się wbija, niestety wtedy psy przychodzą ochronie z pomocą i wjeżdżają z niewyobrażalną ilością gazu+ pałki i starcie powoli wygasa, chociaż ilość piro jaką mundurowi na siebie przyjęli ciężka do policzenia. Niestety w wyniku tego, ci którzy zostali pod stadionem nie wchodzą już definitywnie(ok. 150 osób).
Nasze starcie z służbami wykorzystuje Widzew siedzący na Niciarce, który również ich zaczyna atakować(jednak w o wiele mniejszym rozmiarze). Generalnie, tego dnia po naszej prawej stronie ciągle coś się działo. Walczyli z ochroną mniej lub bardziej cały mecz. Co ciekawe ilość kamieniarzy, z którym żydki słyną zredukowany na tym meczu niemal do zera, nie licząc pojedynczych wypadków.


Na wejście Widzew prezentuje trans ,sektorówkę i strobo na długiej, co jednak nie wychodzi im do końca, bo zanim piro się dobrze rozpaliło część kibiców już puściła sektorówkę. Wszystko widzimy idealnie, bo ciała dali stojący ci najbliżej nas. Dopingiem tego dnia miejscowi nie zachwycili, stać ich na więcej. U nas z kolei tego dnia, brak oprawy(co chyba nie było zaskoczeniem), tylko 2 flagi na płocie(Warriors i Dżihad Legia) oraz 2 transy(w tym www.niepodlegli.net dotyczący zbliżających się obchodów 11 listopada- polecam!). Doping w pierwszej połowie beznadziejny, a zdecydowaną większość repertuaru stanowiły bluzgi. Wpisywały się one idealnie w ogólną atmosferę na sektorze(ale i na całym widzewskim stadionie), którą streszcza słowo- nienawiść. Czuć było , że ten mecz jest inny niż wszystkie, ciśnienie nie do opisania. Gdzieś w międzyczasie, po kilkunastu minutach gry zdobywamy bramkę. Sektor eksploduje! Scenariusz idealny, myślę, że przegrana w tym meczu podcięłaby nieco atmosferę(co z resztą widać było z biegiem czasu po gospodarzach). A zaprezentować się zajebiście na sektorze i w dodatku wygrać w takim meczu- to jest to!
Druga połowa to nasz zdecydowanie lepszy doping niż w pierwszej i ponownie mnóstwo bluzgów z obu stron. Na Niciarce nasze stracone barwy zostają puszczone z dymem, na kilka rat, bo ochrona ciągle latała z gaśnicami waląc w tłum. U nas przez cały mecz również wywieszone jest kilka sztuk widzewskich szmat- z tego 1 koszulka zdobyta przez nowodworskiego kibica. Widzew prezentuje flagowisko( trzeba przyznać, że mnóstwo flag) i race w asyście transu 1910-2010(który próbowali dobrze rozwiesić od początku meczu). Dodatkowo kilka razy odpalają na spontanie jakieś race czy strobo. U nas piro odpalane było niemal non-stop przez cały mecz- race, świece dymne, petardy- z czego większość latała w trybuny i ochronę.

fot. Żyła
Do wydarzenia, którego niestety wszyscy się spodziewaliśmy, doszło w trakcie drugiej połowy. Widzew zdjął jedną ze swoich flag i w jej miejscu powiesił zdobytą ostatnio naszą wyjazdówkę Visitors. Pierwsza nasza reakcja to cisza. Co tu dużo mówić, smutny widok…Chwilę potem wściekłość znajduje ujście, jedziemy z bluzgami i krzyczymy „czemu od wewnątrz ej kurwy czemu od wewnątrz!?”. Widzew widać nie czuł się we własnym młynie na tyle pewnie żeby flagę wywiesić od strony boiska. Następnie leci od nas mnóstwo piro, świece dymne lądują na murawie całkowicie zasłaniając nasz sektor a dużo innych świecidełek lata w ochronę i na boki. Widząc to, wszyscy na stadionie robią w gacie: sędzia przerywa mecz, psy wkraczają do klatki a Widzew ściąga naszą flagę i wszystkie wiszące na Niciarce. Niestety, wydostać się z klatki nie było szans, po kilku minutach konkretnego zamieszania wszystko wraca do „normalności”. Mecz zostaje wznowiony a Widzew ponad 10 kolejnych minut nie pokazuje flagi. Ostatecznie nie wieszają jej już, nie palą, tylko…rwą na swoich sektorach. Boli strata flagi ale niespodzianka tak efektowanie jak planowali jednak im nie wyszła. Od tego momentu zaczyna się nasz najlepszy doping , a cały stadion często słyszał tylko nas, bo miejscowi przez niekorzystny wynik momentami w ogóle nie śpiewali. Sędzia nie uznaje 3 bramek w meczu(2 dla Widzewa), i po doliczeniu 7 minut przez przerwany mecz odnosimy zwycięstwo! Końcowy gwizdek nieco spuścił powietrze z wrogich stron, trochę wzajemnej wymiany uprzejmości i miejscowi szybko opuszczają stadion. My po niecałych 30minutach już jesteśmy w składzie i wracamy do domu.

Droga szybka i spokojna aż do Żyrardowa, gdzie się zatrzymujemy a psy zostają przegonione z peronu i okolic. Odcinek Żyrardów-Warszawa Zachodnia pokonujemy chyba dłużej niż Łódź-Żyrardów…Ostatecznie mało kto dojechał do Zachodniego, bo większość aby darować sobie spotkanie z psiarskimi na dworcu, wysiadła kawałek wcześniej i po nocnym spacerze po torach rozeszła się w swoje strony. Z Nowiaka 4 osoby.
Wyjazd z gatunku hardcorowych, zajebistych, pełnych wrażeń i adrenaliny. Dawno czegoś takie nie dane był nam przeżyć. Pozostał niedosyt z powodu flagi, ale cała reszta- kozak. Myślę, że Widzew z pewnością nie może narzekać na brak atrakcji od kibiców gości. Jak było powiedziane…. Legia Warszawa zawitała, w starym dobrym stylu, na Widzew Łódź!

2 komentarze:

  1. Wlasciwie, jak na wiekszosci meczy polskiej ligii, tych 22 chlopakow w szortach plus 3 sedziow na murawie bylo zbednych. Kibice sami sie zabawia ;)
    Ze tez kluby na to jeszcze nie wpadly, przestalyby wydawac pieniadze na transfery, pensje dla trenerow, masazystow, strozow porzadku itp, itd... Wystarczy oglosic, ze stadion X otwarty w np. kazda srode od 20-tej do 22-ej, z 15 min przerwa, ze kibice z miejscowosci Y wchodza z lewej a ci z miejscowosci Z z prawej strony. I ze w zadnym wypadku nie wolno im sie ze soba mieszac. Wystarczy wtedy jedna petarda i zabawa sie zaczyna :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysł całkiem całkiem- tylko catering kluby mogłyby zapewnić ;)

    Żyła

    OdpowiedzUsuń