poniedziałek, 28 lutego 2011

„Against modern ultras” oraz "...derby blisko", czyli był weekend - będzie weekend

Był weekend, podczas którego rozegrano pierwsze po przerwie zimowej mecze Ekstraklasy. Generalnie działo się sporo, moją uwagę zwróciło spotkanie Lecha z Widzewem. Goście w swojej oprawie odnieśli się do polityki kibiców Kolejorza polegającej na cichym układzie z władzami klubu. Na czym polega ten układ? W dużym skrócie: ultrasi z Poznania nie odpalają pirotechniki na szczególnie ważnych meczach np. Ligi Europejskiej, za to klub przymyka oko na race i inne „świecidełka” pojawiające się na pozostałych, mniej ważnych spotkaniach.

Z jednej strony układ ten brzmi rozsądnie, bo „i wilk syty i owca cała”. Wydaje się, że w czasach kamer, sądów 24 godzinnych i spottersów trzeba pójść na jakiś kompromis, bo inaczej my, fanatyczni kibice wyginiemy jak dinozaury.
Z drugiej strony, kibice piłkarscy od zawsze słyną z tego, że są niepokorni. Na tym polega nasz „urok” i siła, bo ten brak pokory sprawia, że trzeba się z nami liczyć nawet jeżeli wiąże się to z tym, że niektórzy się nas boją. Kibice z reguły nie wchodzą również w żadne układy chyba, że z innymi kibicami. Tak właśnie uważają fani Widzewa, którzy na Bułgarskiej zaprezentowali transparent „Against modern ultras” i odpalili sporo rac, które latały po całym stadionie. Część z nich lądowała na sektorach gospodarzy inne na płycie boiska. W pewnym momencie trzeba było nawet przerwać mecz.

fot. Ultra Style 

Kibice Widzewa pokazali, że reprezentują bezkompromisowy styl kibicowania. Za ten „manifest” mogą spodziewać się zakazu wyjazdu na następny mecz. 

Będzie weekend, podczas którego rozegrane zostaną derby Warszawy. Niby, co to za derby, w których dysproporcja między obiema ekipami jest tak duża? Jednak mimo to obie strony dość mocno się mobilizują. Polonia prowadzi internetową kampanię zachęcającą do jak najliczniejszego stawienia się na Łazienkowskiej 3. Optymiści mówią o liczbie przekraczającej 1000 osób. Pozwolę sobie nie skomentować... .

Fani Legii obklejają miasto vlepkami skierowanymi przeciwko lokalnym rywalom. Wiele z nich dotyczy szybkości biegu kibiców z Konwiktorskiej oraz niedługiego terminu spotkania derbowego, które (według autorów vlepek) nie będą dla Polonii szczęśliwe… pod każdym względem. Jak dokładnie będzie? Dowiemy się już w niedzielę. Jedno jest pewne miasto żyje tym meczem i mimo, że nie ma porównania z derbami Łodzi czy Krakowa atmosfera z pewnością będzie gorąca.

fot. tinypic.com

fot. forum.legionisci.com
 

niedziela, 27 lutego 2011

Koszykówka, czyli kibice piłkarscy na meczach innych dyscyplin sportowych II

Tak jak obiecałem przyszła kolej na kolejną dyscyplinę sportową, na meczach której pojawiają się kibice piłkarscy. Koszykówka często stawiana jest w opozycji do futbolu. Pamiętam jak w podstawówce na każdym wf-ie była walka w co dziś gramy. Zarówno kosz jak i piłka miały swoich zwolenników i każda grupa ciągnęła w swoją stronę. Może to niektórych zdziwi, ale przez jakiś czas należałem do fanów „piłki kozłowanej”, gdyż w „piłce kopanej” ustawiany byłem jako bramkarz co niejednokrotnie wiązało się z potworną nudą.

W niektórych krajach mecze koszykówki wzbudzają równie silne emocje poza sportowe co spotkania piłki nożnej. Poza kibicami pojawiają się na nich policjanci w pełnym rynsztunku. Konfrontacje między kibicami mają też specyficzny przebieg, gdyż możliwości odwrotu czy przegrupowania się są mniejsze niż na stadionie piłkarskim. Wynika to oczywiście z faktu, że wszyscy są zamknięci w jednej hali, a sektor gości rzadko kiedy jest w jakikolwiek sposób oddzielony od trybun miejscowych.

Poniżej znajduje się kilka zdjęć i filmik z meczu koszykówki w Serbii.

fot. lksfans.pl

 

  

fot. rytasfans.is.lt
 

sobota, 26 lutego 2011

Zrywanie vlepek, czyli jaka jest alternatywa dla prawicowców?

Zobacz co zerwałem podczas drogi tutaj. Przedstawiciel organizacji zajmującej się monitorowaniem rasistowskich i ksenofobicznych zachowań w Polsce pokazuje mi dumnie vlepkę Legii z napisem „White Power” krzyżem celtyckim i herbem klubu. Wiąże się z tym ciekawa historia - dodaje. Postępowałem według procedur, najpierw zrobiłem zdjęcie, potem zabrałem się do usuwania vlepki zawierającej nielegalny symbol. Nagle zaczepia mnie facet… czarny. Pyta mnie co mi się nie podoba w tej vlepce. „Nie lubisz Legii?” A ja na to, że nie mam nic do Legii, ale nie lubię tego drugiego symbolu.

W listopadzie pisałem o Marszu Niepodległości i aktywnym udziale kibiców podczas tego wydarzenia. Nie da się ukryć, że wśród polskich kibiców piłkarskich dominują poglądy prawicowe. Niekiedy ta prawica to de facto nacjonaliści plus wszyscy ci, którym podoba się nastrój jedności narodowej. Dodatkowo dołączają ludzie, dla których w obecnych czasach jest to jedyna alternatywa dla opcji liberalno – socjalistycznych.

Podobne nastroje panują w wielu krajach. Najgoręcej jest obecnie w Rosji, gdzie grupy nacjonalistyczne organizują protesty, którym towarzyszą awantury, po tym jak grupa emigrantów z Kaukazu zabiła kibica Spartaka Moskwa. Było to najprawdopodobniej odpowiedź na liczne ataki na obcokrajowców o ciemnym kolorze skóry. 

fot. en.rian.ru

fot. telegraph.co.uk

Zastanawiam się czy wobec takiej ”aury” działania organizacji, z której pochodził mój rozmówca mają w ogóle sens. Kibice o poglądach rasistowskich wyszli ze stadionów na ulice. Dołączyli do nich inni „prawoskrętni”, więc trudno obecnie mówić o stanowiących margines „chuliganach w szalikach”. Ile vlepek trzeba zerwać, aby całe społeczeństwo ja jeden mąż uznało nacjonalizm za zły? Ile raportów z monitoringu zachowań rasistowskich musi powstać, aby go zlikwidować? I wreszcie najważniejsze pytanie: Jak jest alternatywa dla osób o poglądach prawicowych? Obecnie żadna partia, która ma realne szanse na zdobycie władzy nie zdecyduje się na przedstawienie programu, który odzwierciedlałby nastroje tej grupy. Prawicowa inteligencja jest zepchnięta na margines o czym świadczą chociażby dotacje przyznawane przez Ministerstwo Kultury. Redakcje „Frondy” czy „Christianitas” w tym roku nie dostały ani grosza.

Nie może zatem dziwić fakt, że do głosu dochodzą radykałowie, którzy przyciągają również tych umiarkowanych prawicowców, którzy nie zgadzają się na socjalizację ich państwa. Dopóki nie powstanie sensowna alternatywa proces ten będzie postępował. Powiedzenie „bądźcie tolerancyjni, bo taka jest norma” może nie wystarczyć.

czwartek, 24 lutego 2011

Anglicy najlepiej, a Włosi najgorzej, czyli 1/8 Ligi Mistrzów

W 1/8 Ligi Mistrzów walczą drużyny z 7 krajów: Ukrainy, Danii, Anglii, Niemiec, Włoch, Francji i Hiszpanii.

Po rozegraniu pierwszych spotkań najlepiej wypadają kluby z Anglii i Niemiec. Zarówno Tottenham, Arsenal, Chelsea jak i Bayern wygrały w swoich spotkaniach. Manchester co prawda zremisował z  Marsylią, ale na wyjeździe więc mimo wszystko nie jest to zły wynik. Podobnie o meczu z Valencią może powiedzieć Schalke.

Marnie poszło drużynom z Włoch. Wszystkie trzy przegrały swoje mecze. Trudno również mówić o dobrych wynikach Valencii, Realu i Barcelony, które reprezentują Hiszpanię. Żadna z tych drużyn nie wygrała swojego spotkania.

Francuzi (poza Marsylią gra jeszcze Lyon) wszystkie mecze (wszystkie dwa) zremisowali.

Najlepiej na tym wszystkim wychodzą samotni przedstawiciele dwóch pozostałych krajów. No, a przynajmniej Szachtar, który wygrał z AS Romą. FC Kopenhaga przegrała z Chelsea, ale przynajmniej w połowie marca fanów z Danii czeka ciekawy pod względem kibicowskim wyjazd do Londynu.

Możliwe, że to moje spaczenie, bo wyjazd do Rzymu też pewnie nie byłby zły, ale jednak to nie to samo.

oprawa kibiców Olympique Lyon w meczu z Realem, fot. Ultra Style
  

niedziela, 20 lutego 2011

Hokej, czyli kibice piłkarscy na meczach innych dyscyplin sportowych

„Teraz następuje najcięższy okres dla kibica, przerwa zimowa.” Tak mówił na zakończenie rundy jesiennej w sezonie 2003 / 2004 Wojciech Hadaj. Okres ten wcale nie musi być najcięższy jeżeli kibic chodzi na mecze dyscyplin uprawianych w hali. 


Fani sportów takich jak hokej, siatkówka czy koszykówka nie należą do najbardziej fanatycznych i raczej skupiają się na oglądaniu meczu niż kibicowaniu (czytaj bardziej interesuje ich popcorn i trąbka w stylu wuwuzela). Jednak często bywa tak, że na mecze te przychodzą kibice piłkarscy i bawią się po swojemu. Są więc race, głośny śpiew, sekorówki, a czasami awantury i rzucanie piro na ... lód. Zdarzają się spotkania hokejowe, które przeciągają na lodowiska całe rzesze ludzi. Krajami, w których ta dyscyplina cieszy się dużym zainteresowaniem są Czechy, Szwecja, Rosja no i Polska.  

Poniżej kilka zdjęć przedstawiających kibiców na meczach hokeja. Niebawem pojawią się również zdjęcia z kosza i siatkówki.

kibice Cracovii, fot. sportowacracovia.wordpress.com

AIK Sztokholm, fot. Ultra Style 

Czechy, fot. blackbeat.se

kibice Legii, fot. legialive

piątek, 18 lutego 2011

Euro 2012 dla wszystkich kibiców w kapciach, czyli czy Unia Europejska nas broni?

Większość osób związanych z polską sceną kibicowską ma bardzo prawicowe poglądy. Potwierdzają to liczne reprezentacje klubów z Ekstraklasy i niższych lig na tegorocznym Marszu Niepodległości. Wiele z tych osób, mówiąc oględnie, jest eurosceptykami. A, mówiąc mniej oględnie uważa, że członkostwo w Unii Europejskiej szkodzi Polsce.

Tymczasem Unia wstawia się za kibicami i tym samym przeciwstawia się pomysłowi UEFA i FIFA. Koncept jest prosty, zarobić jak najwięcej. W jaki sposób? Żadnych warunków w przetargu transmisji telewizyjnych meczów Euro 2012. Nawet jeżeli telewizja jest płatna, jeżeli dają najwyższą kwotę dostają mecze. Najmroczniejszy sen wszystkich fanatyków sprzed telewizorów. To prawie tak straszne jak sytuacja gdy zostało tylko jedno piwo w lodówce, a właśnie zaczyna się druga połowa.

Przyznaję, że podczas dotychczasowych Mistrzostw Świata i Europy też tyłem takim kibicem. Nie ukrywam, że lubię oglądać dobry futbol co de facto oznacza, że dopóki nie będę zarabiał kupy kasy jestem skazany na piwo i fotel, ewentualnie krzesło w barze (nie takie złe to „skazanie”). Jak już się dorobię to planuję pojawiać się wszystkich możliwych finałach, bo na co innego wydawać te pieniądze. Póki co na pewno będę uczestniczył w „kibicowskim życiu” Euro, co wcale nie musi oznaczać wizyty na stadionie.

Na sam koniec, wracając do Unii. Szkoda, że walczą o takie rzeczy teraz skoro i tak polscy kibice z nich nie skorzystają. Ważne jest aby dostęp do piłki był jak najszerszy. Wszelkie formy komercjalizacji prędzej czy później zabiją tę dyscyplinę. Ci którzy zarobią teraz na wałkach z przetargami, sponsorami, biletami, głosowaniami i kandydatami, nie będą już martwili się o piłkę za 30 lat, a wtedy też ludzie będą chcieli chodzić na mecze.

środa, 16 lutego 2011

Trening wokalny na Legii, czyli czy uda się zmienić kibiców? II

Teoretycznie logika podpowiada, że ten wpis powinien dotyczyć rozegranych dziś i wczoraj meczów Ligi Mistrzów. W końcu sporo się działo. Raul strzelił gola Valencii i został liderem klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy w europejskich pucharach. Arsenal walczył do końca i udało mu się wygrać z Barceloną 2 do 1 mimo, że po pierwszej połowie nic na to nie wskazywało. Gennaro Gattuso zaatakował asystenta trenera Tottenhamu, po tym jak jego AC Milan przegrał z drużyną z Londynu. Jednak mnie interesuje inne, mniej aktualne wydarzenie.

W zeszłą niedzielę na stadionie Legii odbył się trening wokalnych kibiców stołecznego klubu. Osoby, które pojawiły się na Ł3 mówią, że zabawa była przednia. Odświeżono starą pieśń, odpalono trochę pirotechniki. Tę kibicowską inicjatywę chciał wykorzystać również zarząd klubu, który postanowił przeprowadzić próbny alarm ewakuacyjny. Wydawało się, że to świetny pomysł. Na stadionie nie było zbyt wielu osób, więc nie trzeba było obawiać się wybuchu paniki. Niestety zawiódł czynnik ludzki, a raczej kibicowski.

Kibice przyjęli parokrotne komunikaty śmiechem i po chwili, nie zważając na nie, kontynuowali trening.” – czytamy na stronie legialive

No cóż, przynajmniej teraz zarząd klubu już wie, że nie ma co liczyć na to, że kibice wezmą ostrzeżenia o zagrożeniu na poważnie. Biorąc pod uwagę osoby stojące na schodach, o czym pisałem w zeszłą sobotę szanse, na to, że w przypadku dajmy na to pożaru uda się uratować wszystkich są nikłe. Wtedy słowa piosenki „Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina, wszystko to dziś nie liczy już się…” nabiorą nowego znaczenia.

fot. legialive

poniedziałek, 14 lutego 2011

Ronaldo na emeryturze, czyli piłkarz jak kawał mięsa za tapczanem

Ronaldo nie będzie już grał w piłkę. Nie chodzi mi tu o obecnego gwiazdora Realu Madryt, znanego z reklam telewizyjnych, zawziętej miny oraz niesamowitych umiejętności piłkarskich, ale o legendę futbolu – Ronaldo Luís’a Nazário de Limę.

Ronaldo grał w największych klubach: AC Milanie, Realu Madryt, Barcelonie czy Interze Mediolan. Z reprezentacją Brazylii dwukrotnie zdobył Mistrzostwo Świata. W 1997 roku został piłkarzem roku i otrzymał „Złoty but”.  Karierę zakończył w brazylijskim Corinthians San Paulo.
  
Ronaldo w brawach AC Milanu, Barcelony i Cruzeiro (jego pierwszego klubu)

Nie jest mi łatwo ocenić tego faceta. Z niektórymi piłkarzami jest jak z winem – im starsi tym lepsi. Z Ronaldo było natomiast jak z kawałkiem mięsa za tapczanem – im starszy tym gorszy. Podobnie jak nieświeże mięso, gra Ronaldo psuła się wprost proporcjonalnie do lat spędzonych na boisku. Z czasem z imponującego szybkością i wyszkoleniem technicznym napastnika zmienił się we „wbijacza” piłek do bramki. Inna sprawa, że to także wymagało pewnego talentu.

Po serii dobrych występów łapał zwykle kontuzje i mówiono, że już się nie odrodzi. Odradzał się jednak zawsze i to zazwyczaj na wielkie turnieje takie jak Mistrzostwa Świata w 2002 roku, gdy został królem strzelców. Nie mógł zatem narzekać na brak propozycji z silnych klubów. Jego najlepszy okres przypadł jednak na lata 1996 – 1997, gdy reprezentował Barcelonę. W 37 meczach zdobył wtedy aż 34 gole.

Na koniec filmik zawierający kompilację trików Ronaldo właśnie z czasów „barcelońskich”. Enjoy.

sobota, 12 lutego 2011

Standardy na stadionach, czyli czy uda się zmienić kibiców?

UEFA dba o to żeby na stadionach było bezpiecznie. Jednym z warunków bezpieczeństwa jest zapewnienie drogi ewakuacyjnej. W praktyce oznacza to na przykład, że schody pomiędzy sektorami powinny być wolne. Tymczasem kibice, którzy nie zdążyli sobie zająć miejsca, a chcą być blisko młyna, gdzie jak wiadomo jest najlepszy doping mają zwyczaj stawać między rzędami. Tak już jest. Wszędzie, nie tylko w Polsce.

Nie jestem przekonany czy w wypadku pożaru albo jakiegoś ataku terrorystycznego wolne schody autentycznie by coś zmieniły. Ludzie i tak jeden przez drugiego próbowaliby wygramolić się z wąskich rzędów. I tak by się tratowali, i tak pewnie nie obyłoby się bez ofiar, niestety.
W obecnym układzie przynajmniej ci stojący na schodach mają szansę na ucieczkę, są już blisko wyjścia i w wypadku jakiejś wielkiej katastrofy mają szansę na przeżycie.

Nie rozumiem zatem do końca polityki UEFA. Oczywiście bezpieczeństwo kibiców jest ważne i dobrze, że ktoś o to dba. Jednak nie jestem pewien, czy akurat wolne schody w tym pomogą. Może chodzi tu o równość szans? W końcu tak jak pisałem wyżej ci na schodach mają łatwiejszą drogę ucieczki… .

piątek, 11 lutego 2011

Dużo się dzieje, czyli o czym dziś pisać?

Jakby zacząć ten wpis? Może tak, Legia zrobiła pierwszy transfer w przerwie zimowej. Ekipę z Łazienkowskiej wzmocni słoweński obrońca Dejan Kelhar.

Albo inaczej, Polacy wreszcie wygrali mecz z jakimś porządnym przeciwnikiem. Norwegia z pewnością do takich się zalicza, bo na przykład taki Carew tam gra, który biegał po boiskach w Hiszpanii, Anglii czy Francji. Gra też John Arne Riise znany z Liverpoolu czy AS Roma. Niestety Norwegowie nie mają tak dobrego zdania o Polakach.

strzelec gola Robert Lewandowski, fot. PAP
„Jak to się stało, że Polska wygrała? To najgorszy rywal z jakim przyszło nam się zmierzyć, od kiedy Drillo przejął naszą kadrę.” – mówi Riise.

Acha, to ja tylko przypomnę wygraną z Norwegią 3 do 2, w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2002. 

A może zacznę ten wpis tak: W większości mediów możemy przeczytać o tym jak Adebayor radzi sobie w Realu Madryt czy jak to Benzema świetnie zagrał przeciwko Brazylii. A tymczasem kibice takiego Chelsea mają problemy z wyjazdami, bo ich drużyna jest … zbyt popularna. Przedstawiciele stacji telewizyjnej Sky chcą zarobić ile się da na „produkcie” jakim jest klub z Londynu, a kibice muszą brać wolne w pracy czy szkole, w środku tygodnia. Nietrudno się domyśleć, że dla telewizji liczą się „kibice w kapciach”, a nie ci podróżujący za swoją drużyną do innych miast. Jednak opieszałość przedstawicieli angielskiej FA i władz klubu jest po prostu smutna. Trudno wyzbyć się wrażenia, że wygrał biznes, a przegrał kibic. Szkoda. 

kibice Chelse, fot. virginmedia.com

poniedziałek, 7 lutego 2011

„Celebration”, „A town called Malice” i „Oops, up side your head”, czyli hity kibiców w latach 80 tych

Ten wpis nie dotyczy żadnego konkretnego wydarzenie, a bardziej pewnej ery. Obecnie, przynajmniej wśród polskich kibiców dominuje moda na hip hop. W szczególności, że często raperzy nagrywają kawałki o drużynach, którym kibicują. Jeszcze do tego teledysk ze zdjęciami opraw przeplatanymi filmikami z awantur i utwór ląduje na Twojej mp3… .

Oczywiście, niektórzy kibice preferują bardziej rockowo/skinheadowskie klimaty. Zespół Awantura z „Chuligańskim życiem” itd. Sam nie wiem czy wolę to, czy też tępe techniawki, które za to nieźle sprawdzają się w dalekich wyjazdach samochodowych. Z tego co wiem szczególnie kierowcy cenią sobie jednostajne, szybkie tempo.

Ale co z tymi latami 80 tymi? No w tedy disco, przechodziło w boogie, a kultura brytyjskich casuals coraz częściej po meczach bawiła się w klubach. W sportowych ubraniach drogich firm nie wyróżniali się tak bardzo z tłumu jak kiedyś skini. Nie byli to też kolesie, którzy preferowali styl życia sprowadzający się do „jestem nachlany i mam wszystko w dupie, a mecz jest kolejną okazją do melanżu”.
  Siłą rzeczy taki na przykład milion razy remixowany hit „Tainted love” pojawiał się w ich … walkmanach. Niedawno zakupiłem soundtrack do filmu „The Firm” Nicka Love’a i spokojnie mogę go polecić wszystkim znudzonym nowoczesnymi kawałkami. Ja z przyjemnością odświeżyłem swoją playlistę.

Jeżeli ktoś ma wątpliwośći czy blog zmienił tematykę i od teraz będzie dotyczył muzyki, to przypominam, że film „The Firm” opowiadał o rywalizacji kibiców Millwall i West Ham United. Oczywiście w latach 80 tych.

fot. 80s-tennis.com

sobota, 5 lutego 2011

Derby Hamburga, czyli pies na stadionie

Żyjemy w takich czasach, że w niektórych miejscach kontrola bezpieczeństwa musi być większa niż gdzie indziej. Przykładowo, ponieważ zdarzały się porwania samolotów i przemyt różnych nielegalnych towarów normą są przeszukania bagażu na lotniskach. A że człowiek nie jest istotą doskonałą to wszystko czego jego oko nie wypatrzy, a ręka nie wymaca wywącha wyszkolony pies. Taką metodę stosuje niemiecka policja przy przygotowywaniu stadiów przed meczami piłkarskimi.

kibice HSV, fot. freitag.de

W każdym kraju są spotkania, które gwarantują emocje poza piłkarskie. Jak wiadomo wynika to z tego, że kibice określonych drużyn mają „zgodę” lub „kosę”. Chyba każdy kto interesuje się piłką wie co oznacza „mecz podwyższonego ryzyka”. W ciemno można powiedzieć, że do spotkań z tej kategorii zaliczają się derby Łodzi, Krakowa, Stambułu, Belgradu, Aten, Salonik, Rzymu czy … Hamburga. No właśnie, jedno miasto 2 kluby z dobrymi (jak na Niemieckie standardy) ekipami kibiców Hamburger SV i St. Pauli. Policja postanowiła zadbać o porządek i kilka dni przed meczem zwiedziła dokładnie stadion wykorzystując psy wyszkolone do szukania materiałów pirotechnicznych. Podobna akcja miała miejsce niedawno w Łodzi przed meczem Widzewa z Legią, kiedy to policja zauważyła podpiłowane ogrodzenie w sektorze gości.
 
W Hamburgu, akcja zakończyła się sukcesem, bo znaleźli 2 świece dymne schowane przez Sanki Pauli. Oprawa meczu na tym straci, ale co to interesuje szefa tej akcji, który zapewne zebrał pochwały.

piątek, 4 lutego 2011

602 euro, czyli śmieszna kara

Jakiś czas temu pisałem o zabawie w głuchy telefon w wykonaniu Jose Mourinho i piłkarzy Realu. Za te szepty trener klubu z Madrytu musiał zapłacić 40 tys. euro kary. Dodatkowo nie mógł poprowadzić zespołu w następnym spotkaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów. Oprócz tego, jeśli w ciągu trzech lat Portugalczyk popełni jakiekolwiek wykroczenie w europejskich pucharach, nie będzie mógł prowadzić zespołu w jeszcze jednym spotkaniu. Poszczególni piłkarze, którzy uczestniczyli w tym „przedstawieniu” również dostali kary finansowe.

Trzeba przyznać, że jak na sytuację, gdy brakowało jednoznacznych dowodów kara była dość sroga. Zerknijmy teraz na incydent, który miał miejsce podczas ostatniego meczu ligi hiszpańskiej. Real grał na wyjeździe z Osasuną i mówiąc wprost … przerżnął. Niby tylko 1 do 0 i można by powiedzieć, że najlepszym się zdarza, ale jeżeli rywalizuje się o tytuł mistrzowski z Barceloną to nie ma miejsca na potknięcia. Podczas tego spotkania piłkarze Królewskich nie mieli łatwego zadania, bo pod koniec meczu kibice Osasuny przeszkadzali im wrzucając dodatkową piłkę na murawę. Trzykrotnie. Sędzia musiał nawet przerywać spotkanie.

Ktoś powie: „Skandal! Mecz powinno się powtórzyć.” Moim zdaniem trudno znaleźć argumenty przeciwko takiemu pomysłowi. Może gdyby nie te piłki Real strzeliłby choćby wyrównującego gola? Komisja ligi nie zdecydowała się jednak powtórzyć spotkania. No to może przynajmniej nałożyli karę?

Tu mała dygresja, oczywiście nie jestem za karaniem klubów, ani tym bardziej kibiców, jednak aby sport pozostał sportem trzeba tępić nierówną rywalizację. Bywa tak, że konkretni piłkarze przeciwnej drużyny są wyzywani przez cały mecz co zapewne wpływa na ich formę w danym spotkaniu. Jednak rzucanie przeciwnikowi kłód pod nogi (w tym wypadku piłek pod nogi) to już lekka przesada.

Wracając do tematu kary… owszem nałożyli. Jednak jej wysokość jest dość śmieszna. 602 euro. ( Tak, tak to prawdziwa suma. Nie, nie chodzi o 6200 euro.) Komisja się wykazała, bo winny został ukarany. Co z Realem, który mógł stracić bezpowrotnie szansę na zdobycie mistrza? No cóż, trzeba było strzelać gole w pierwszej połowie.

wtorek, 1 lutego 2011

Torrres w Chelsea, czyli o co chodzi kibicom Liverpool’u?

Plotki stały się rzeczywistością, Fernando Torres przechodzi z Liverpool’u do Chelsea. Działacze klubu z miasta Beatlesów zadbali o to, aby nie było dziury w ataku i kupili rewelację mundialu w RPA Luisa Suareza z Ajaxu oraz Andiego Carolla z Newcastle. 

Biorąc pod uwagę słabą ostatnio formę Hiszpana myślę, że był to bardzo dobry ruch.
Innego zdania są jednak kibice Liverpool,’u, którzy na wieść o transferze przybyli pod stadion swojego klubu i spalili kilka koszulek Torres’a.

Torres macha na do widzenia fanom Liverpool'u, oni palą koszulki z jego nazwiskiem, fot. independent.co.uk

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czemu tak się zachowali. Fernando nigdy nie obiecywał, że będzie związany z Liverpoolem do końca kariery. Nie przeszedł też do największego rywala klubu z Antfield, czyli Manchesteru United. Czy kibice tej drużyny jeszcze się nie zrozumieli tego, że do piłkarzy nie należy się przywiązywać? Dziś ten, jutro następny. Może to smutne, ale tak wygląda współczesna piłka. Poza tym, zarząd sprzedał za niezłą kasę zawodnika, który od jakiegoś czasu gra raczej słabo. Zrobili niezły interes, to chyba dobrze?

Eeeeh jak widać niektórzy chyba po prostu lubią raz na jakiś czas pobyć w tłumie i kogoś powyzywać, nawet, jeśli jest to zupełnie bez sensu. Ja osobiście życzę Torresowi wszystkiego najlepszego nowym klubie.