czwartek, 29 grudnia 2011

Rafał Janas, czyli pouczające rozmowy w samolocie

Podróże na wyjazdy samolotem bywają ciekawe. Dobra, nie jest to samo co wesoły wypad busem. Nie można sobie zrobić postoju na „zwiedzanie”, tudzież dokupienie alkoholu. Jednak plusem jest to, że czasami można spotkać kogoś ciekawego. Przykładowo do Turcji siedziałem koło Marka Sierockiego, który jak się okazało jest wkręconym wyjazdowiczem znającym niemal wszystkich ze „starej ekipy”.

Podczas mojego ostatniego lotu do Izraela miałem miejsce obok Rafała Janasa. Tuż za mną siedział natomiast Jacek Magiera. Obaj lecieli dzień później niż cała drużyna bo mieli jakieś szkolenie dla trenerów.„Magic” nie zapamiętał za pewne podróży z kibicami jako udanej. Cały samolot szybko dowiedział się czyim jest synem ;).

Panie Jacku proszę się nie gniewać, to były tylko takie żarty. Jest Pan legendą naszego klubu. Uwielbiamy Pana.  
Co do Pana Rafała to również nie było mu lekko. „To od tego Janasa?”, „To syn Janasa?” takie mało dyskretne pytania padały w kabinie  samolotu. 

Ja jako gatunek na wymarciu* wiedział kim jest Rafał Janas i czas w samolocie postanowiłem spożytkować na pouczającą rozmowę. Zawsze byłem na przykład ciekawy jak pracownicy klubu odbierają nas -  kiboli. Okazuje się , że dość pozytywnie. Oprawy się nawet podobają, chociaż jak usłyszałem, rzadko jest okazja aby się na nich skupić, zwykle zbyt wiele dzieje się na boisku. 

Zdanie młodego Janasa  na temat dopingu było zupełnie inne od tego co mówią sami kibice. „Wolelibyśmy aby fani reagowali na to co się dzieje na boisku. Te gwizdy na obrońcę PSV w ostatnim meczu – świetne! Zaraz zrobił 2 błędy!” – tłumaczył R.F. Fani natomiast zwykle cenią głośny, równy i niezależny od wyniku (sytuacji na boisku) śpiew. Najlepiej jedna pieśń jak najdłużej. Nie ma, że rzygamy hiciorem z Widnia, prawe ręce w górę!

Kto ma rację w tej kwestii? Trudno mi rozsądzić. Ja osobiście nie lubię gwizdania, już chyba lepiej jakoś ośmieszyć przeciwnika wymyślając głupią, niezbyt skomplikowaną, nafaszerowaną wulgaryzmami rymowankę. 

Później poruszyliśmy temat transferów i kondycji samej drużyny. Tutaj pojawiły się 2 tezy Pana Rafała:
1. Nie ufać mediom. (skądś to znam)
        2. Legii brakuje ogrania w europejskich pucharach. Nie ma co oczekiwać, że będziemy wygrywali z takim PSV. Różnicy klas się nie przeskoczy.
 
Panie Rafale więcej optymizmu.

Wkrótce potem pierwszy lot się zakończył. Panowie mogli odetchnąć i z ulgą wydostać się z maszyny pełnej podtykających butelki pod nos…

… z charakterystycznym „Za Legię się nie napijesz?”…

kibiców. Dziwnym trafem unikali nas podczas przesiadki w Budapeszcie i jakoś nie siedzieli koło nas podczas lotu Budapeszt - Tel Awiw. A szkoda, miałem jeszcze kilka pytań.

*interesuję się jeszcze piłką nożną, poza samym kibicowaniem

czwartek, 22 grudnia 2011

Ajax - AZ Alkmar, czyli kuriozalna decyzja

W pewnym zachodnim kraju, gdzie chuligaństwa nie ma, a oglądacze meczów stanowią większość...

nie to co w tej Polsce, gdzie sami chuligani i piromani stadionowi

... doszło do niecodziennego incydentu.

W Holandii, bo o tym kraju mowa, kibic Ajaxu wbiegł na murawę i zaatakował bramkarza AZ Alkmar. Ten, zachował się jak mężczyzna, czyli nie padł jak rażony piorunem, a przekopał delikwenta. Zrobiło się nie małe zamieszanie, a goalkeaper AZ dostał czerwoną kartkę.



Ta kuriozalna decyzja sprawiła, że trener AZ postanowił olać sprawę i kazał swoim piłkarzom zejść z boiska.

Decyzji co zrobić z tą sytuacją jeszcze nie podjęto. Rozsądek podpowiada, że walkower byłby nie sprawiedliwy, ale czy jakakolwiek federacja piłkarska w Europie jest sprawiedliwa?

wtorek, 20 grudnia 2011

Deportacji nie było i gorzkie piwo, czyli wyjazd do Izraela

Przez moją złamaną nogę nie pojechałem do Eindhoven ani Bukaresztu. Został mi kolejny (po Turcji) egzotyczny wyjazd - Izrael. Przed podróżą straszono nas jaki to tam jest terror, i że jedna "niepoprawna" piosenka zaskutkuje deportacją. Dziś mogę powiedzieć, że była to gruba przesada. 

Z policją w sumie nie było żadnych problemów. Poza sytuacją gdy przed meczem zabierali nam alkohol i wylewali na trawnik. Jak się okazało, o ile można swobodnie pić na ulicy, to w obrębie stadionu jest to zabronione. 

Podczas samego meczu nie mogliśmy za bardzo wyśmiewać się z wyznania naszych przeciwników więc postanowiliśmy wytknąć im ich poglądy polityczne. Ciekaw jestem czy gdyby ci ludzie żyli w Polsce w czasach stanu wojennego to czy dalej wywieszaliby podobne bzdury:


Piłkarze dali ciała, ale my bawiliśmy się całkiem nieźle. W końcu to my awansujemy do następnej rundy, w której zagramy ze Sportingiem Lizbona. Po meczu kibice Hapoelu zaprosili nas na "piwo". Wspólne picie nie wyszło im jednak na dobre... .

Poza samym meczem pozwiedzaliśmy trochę...

widok na Jerozolimę

Droga krzyżowa
i przymelanżowaliśmy na plaży...


Póżniej jeszcze tylko skrupulatna (bardzo skrupulatna) kontrola na lotnisku oraz zestaw pytań od pana z Mosadu i do domu. 

środa, 14 grudnia 2011

30 rocznica stanu wojennego, czyli Legia - Dynamo Tibilisi

13 grudnia 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny. Dla mieszkańców naszego kraju nic  już nie było normalne. Czołgi i wojsko na ulicach, aresztowania członków opozycji, godzina policyjna. W takich okolicznościach ciężko było myśleć o rzeczach tak błachych jak piłka nożna. A jednak... .

2 i pół miesiąca od wporwadzenia stanu wojennego Legia Warszawa grała w Pucharze Zdobywców Pucharów z Dynamem Tibilisi. Ponieważ tak duże zgromadzenie ludzi stanowiło dla ówczesnej władzy zagrożenie, na Łazienkowskiej 3 użyto wyjątkowych środków bezpieczeństwa.


fot. legialive


Jak widzicie środki naprawdę były wyjątkowe. Szczegółowe kontrole. Wojskowych prawie drugie tyle co kibiców. Przed trybuną uzbrojeni żołnierze. Wydawałoby się, że w takiej atmosferze nikt nie odważy się choćby pisnąć. Błąd! "Precz z komuną", "MO - gestapo" itd. niosło się po stadionie. Kibice nie po raz pierwszy (i nie ostatni) pokazali, że nie są grupą, którą da się łatwo kontrolować. 

Acha, Legia mecz przegrała, 1 do 0. 

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Koniec rundy jesiennej i Gran Derbi, czyli żółte kartki

Wczoraj Legia rozegrała ostatni mecz ligowy w rundzie jesiennej sezonu 2011/2012. Przed spotkaniem atmosfera była przednia: głośne śpiewy, fajerwerki i zawsze wesoła delegacja ze Szczecina.

O samy meczu mogę powiedzieć niewiele, bo ... nie było mnie na nim. Wiem tylko, że piłkarze Legii zaprzepaścili szansę na utrzymanie możliwie małej straty punktowej do Śląska. Teraz wynosi ona 4 oczka. Jest to tym bardziej bolesne, że Cracovia grała w osłabieniu. Żółtymi kartkami ukarano: Andraża Struna (2 - w efekcie czerwień), Bojana Puzigaća, Romana Grąziewicza, Vladimira Boljevića, Szymona Gąsińskiego.

Póżniej część fanów futbolu oglądało Gran Derbi. Dla odmiany wygrała Barcelona ;). Mimo, że Real strzelił gola już w 1 minucie. Jeżeli ktoś nie widział bramek to polecam poniższy filmik:

czwartek, 8 grudnia 2011

W liczbach, czyli koniec fazy grupowej Ligi Mistrzów 2011

2 – tyle drużyn z Manchesteru odpadło z Ligi Mistrzów w tym sezonie

6 lat temu  – wtedy ostatnio Manchester United nie wyszedł z grupy Ligi Mistrzów

50 - tylu kibiców FC Basel zaatakowało pub, w którym siedzieli kibice Manchesteru United

fot. Ultra Style / Facebook

22 – tyle goli straciło w fazie grupowej Dynamo Zagrzeb

20 – tyle goli w fazie grupowej LM strzeliła Barcelona

7 minut – tyle zajęło piłkarzowi Lyon’u,  Bafetimbiemu Gomisowi, strzelenie 3 goli ekipie z Zagrzebia

Bafetimbi Gomis, fot. igol.pl
 7 – tyle bramek straciło Dynamo Zagrzeb w meczu z Lyonem 

2 – dzięki takiej różnicy zdobytych bramek z Ligi Mistrzów odpadł Ajax Amsterdam

20 – tyle goli w fazie grupowej LM strzeliła Barcelona, jest to najlepszy wynik spośród wszystkich drużyn

18 – tyle punktów w fazie grupowej LM zdobył Real Madryt, co oznacza, że drużyna ze stolicy Hiszpanii wygrała wszystkie dotychczasowe mecze!

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Kontrowersyjna relacja, czyli bezkrytyczni kibice

Dziś rano dowiedziałem się, że moja ostatnia relacja z wyjazdu do Kielc wzbudziła sporo kontrowersje wśród kibicowskiej braci. Niektórym nie spodobały się moje krytyczne uwagi i zaczęło się poszukiwanie sprawcy tej "andrzejady".

Znalezienie mnie nie jest specjalnie trudne biorąc pod uwagę, że w zakładce "O mnie" podałem imię i nazwisko.Osobiście skontaktował się ze mną mój dobry znajomy, który zasugerował abym zmienił treść posta. Zrobiłem to, gdyż nie jestem osobą konfliktową i staram się unikać niepotrzebnych afer. Przyznaję też, że niektóre sprawy powinny zostać między nami (kibicami) i nie wszystko nadaje się do internetu.

Cała ta sytuacja nakłoniła mnie do refleksji. Kiedy jeszcze raz czytałem swój wpis zastanawiałem się czy naprawdę napisałem coś nie tak. Nie ujawniłem w końcu żadnych tajnych faktów. Nie wymieniłem nikogo z imienia i nazwiska. Opisałem jedynie incydenty, które moim zdaniem wpływają negatywnie na nasz wizerunek. Gdyby ktoś mnie o to zapytał w bezpośredniej rozmowie podtrzymałbym to wszystko co napisałem w "Wyjeździe na Koronę". Uważam, że gnębienie słabszych (w stosunku cały przedział na jednego) i kradzieże są niegodne kibica Legii (zresztą nie tylko Legii, każdego kibica). Sami powinniśmy to zwalczać. Tak samo jak zwalczamy chlejusów na sektorach. Inaczej dajemy tylko argumenty komercyjnym mediom, politykom i policji do jeszcze ostrzejszych ataków na nas.

Wiadomo, że w interesie nas wszystkich jest to aby kibicowanie w Polsce nie zostało zamienione na jedzenie hot dogów oraz trąbienie w wuwuzele. Wiadomo, że musimy być solidarni (sam zrzucałem się na amatorów promocji mimo, że tego nie popieram). Ale czy to oznacza, że powinniśmy być zupełnie bezkrytyczni? 

Podobno mój wpis przedstawił nas w negatywnym świetle, w oczach innych ekip. A czy one nie mają podobnych problemów? W Lechu, Widzewie czy Cracovii nie robią promocji i nie gnębią motyli?

Myślę, że umiejętność krytycznego spojrzenia na własne środowisko jest bardzo cenna. Nie jest to łatwe, ale gdy co jest nie tak wypada przyznać się do błędu. Nam - kibicom powinno zależeć na tym aby nasze środowisko było wolne od patologii. Czy nie po to organizuje się np. bezalkoholowe wyjazdy?

Jeżeli ktoś chociaż przez chwilę pomyślał, że na swoim blogu zajmuję się obsmarowywaniem kibiców to proponuję aby dokładniej zapoznał się z treścią poprzednich postów. Wydaje mi się, że lepiej gdy o kibicach pisze osoba, która faktycznie wie co mówi (a za taką osobę się uważam) niż jakiś gamoń, który czerpie swoją wiedzę z popularnych programów informacyjnych.
 
Dziękuję też osobom, które się za mną wstawiły i potwierdziły moją "kumatość" (chociaż powiem szczerze, że nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek ją podważy). 

niedziela, 27 listopada 2011

Wyjazd na Koronę, czyli 3 powody

Mimo marnego samopoczucia, kataru do pasa i bólu gardła zdecydowałem się spedzić wczorajszy dzień na wyjeździe do Kielce. Powodów było kilka. Po pierwsze nigdy tam jeszcze nie byłem. Po drugie Korona, ma całkiem fajny stadion (niegdyś najnowocześniejszy w Polsce).

Po powrocie z Kielc stwierdzam, że wcale nie taki fajny. W skrócie to - beton, blacha i stal. Wszystko szare i smutne.


Po trzecie niedługo kończy się runda jesienna i zacznie się posucha wyjazdowa.
Niestety nie było nam dane pojechać samochodami, co biorąc pod uwagę dobrą drogę wydawało się być sensownym rozwiązaniem. Zorganizowano specjala, co oznaczało caaaały dzień w plecy.

Na naszym sektorze zabawa była... średnia. Z pewnością wynik i brak oprawy (nie wpuszczonej przez policję) miały wpływ na jakość dopingu, ale żeby tak zamulać. Ja rozumiem, że było zimno, ale do cholery stać nas na więcej. Nieodpalona  pirotechnika nie zmarnowała się i na postojach w drodze powrotnej towarzystwu się nie nudziło.

Korona marnie oflagowała swój sektor, ale za to parę razy naprawdę ładnie śpiewali szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w młynie było ich nie więcej niż 1 000.

środa, 23 listopada 2011

PZPN mięknie, czyli wszystko git

Godlo Polski wraca na koszulki reprezentacji. Lato przeprasza. Kibice się cieszą. Nike natomiast zaciera rece, bo o ile "szukają najlepszego rozwiązania" to bez dodatkowych kosztów się pewnie nie obędzie.

Tak wiec organizacja musi się liczyć z dodatkowymi, niezaplanowanymi wydatkami. Kto za to odpowie? No wygląda na to, ze nikt. PZPN to specyficzna firma. Czasami nawet oczywista wpadka nie oznacza, ze "ktoś za to beknie". Najważniejsze jest samozadowolenie. W sumie to fajnie móc ogłosić sukces nawet kiedy jest oczywista wpadka. Kiedyś myślałem, że praca rzecznika PZPNu to jakiś koszmar. Dziś widzę jak bardzo się myliłem. Po prostu mówisz "Prezes zmienił zdanie". I tyle.

Poza tym swoich się nie zwalnia, a w tej ekipie nie ma przypadkowych osób. Tak więc, wszystko git.

zdziwony "całym zamieszaniem" Grzegorz Lato, fot. SE.pl

wtorek, 22 listopada 2011

42 tysiące, czyli Śląsk, Wisła i Lechia

Czy zawieranie zgód przez kibiców sprzyja rozwojowi polskiej piłki? Pewnie, na meczu Śląska z Wisłą ma być ponad 42 tysiące ludzi. Wcześniej mniej więcej tylu widzów zobaczyło mecz z Lechią Gdańsk. Przypadek? Nie sądzę. To właśnie kultura kibicowska nakręca frekwencję.

Ludzie zatem lubią mecze, na których jest atmosfera wspólnego święta. Jednak gdy ma się przyjaciół zazwyczaj ma się również wrogów. W przypadku kibiców są to kosy, czyli kluby nielubiane. Klasyki Lech – Legia, czy Wisła – Cracovia przyciągają tłumy. 

Właśnie kultura kibicowska nakręca frekwencję. To, że ktoś komuś kiedyś dał w mordę i od tego czasu dane ekipy się nie lubią, albo ktoś, z kimś ma tego samego wroga przeciwko któremu się jednoczy wpływa na to, że dane spotkanie cieszy się zainteresowaniem. Mecze obojętne np. z Górnikiem Łęczna nigdy nie były zbyt fascynujące. Zainteresowanie piłką to emocję, zarówno te pozytywne jak i negatywne.

piątek, 18 listopada 2011

Nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło, czyli nie ma Turcji jest Chorwacja

Gdy we wtorek okazało się kto będzie grał na Euro 2012 odrobinę się zmarszczyłem (tzn. zasmuciłem). Otóż zabraknie kibiców z Turcji. Jak powszechnie wiadomo należą oni do czołówki światowej i ich obecność zazwyczaj gwarantuje "atrakcje"... .

Jednak ponieważ nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło, będą Chorwaci. A, że kibice z tego bałkańskiego kraju potrafią namieszać pokazują poniższe filmiki.





Miejmy nadzieję, że poza bojowym charakterem Chorwaci pokażą również konkretny doping.

piątek, 11 listopada 2011

Najważniejsze wydarzenie na polskiej scenie kibicowskiej, czyli trzeba się umieć dostosować do panujących realiów

"Siema, co tam? Idziesz w listopadzie na Marsz?" - zagajam kumpla na wyjeździe do Chorzowa.
"Pewnie! To będzie najważniejsze wydarzenie polskiej sceny kibicowskiej w tym roku!" - odpowiedział.

Te słowa dały mi trochę do myślenia. Po moich wpisach z ostatniego roku, dotyczących tej imprezy, spotkałem się z bardzo krytycznymi uwagami ze strony osoby prowadzącej inny portal o kibicach piłkarskich. Usłyszałem, że "mieszam politykę ze sportem i dzielę kibiców na dobrą prawicę i złą lewicę".

No cóż, czy to się komuś podoba czy nie kibice będą stanowili silną grupę na tym wydarzeniu. Na wielu stadionach w całym kraju (oraz za granicą np. na meczu Fulham - Wisła) pojawiały się transparenty zachęcające do wzięcia udziału w Marszu. Nie powinno to specjalnie dziwić bywalców polskich trybun. Próżno na nich szukać podobizn Che Guvary, prędzej trafi się Piłsudski. 


wspomniany transparent z meczu Fulham - Wisła, fot. Marsz Niepodległości/Facebook


Myślę, że kibice (jako dobrze zorganizowana grupa) powinni brać udział w takim wydarzeniu. Oczywiście każdej osobie, której zależy na dobrym wizerunku Polski powinno też zależeć na tym aby obyło się bez awantur. Jednak czy jest to możliwe, jeżeli "pokojowa manifestacja" ściąga z Niemiec ludzi specjalizujących się w rozruchach ulicznych? 

Czemu w ogóle oni będą wpuszczani do kraju? Kibiców Legii zatrzymano na granicy z Rosją jak chcieli zobaczyć mecz ze Spartakiem. Nikt nie widział problemu. 

W tej sytuacji wolę mieć wokół siebie ludzi gotowych do działania... w każdym tego słowa znaczeniu. Szkoda, że nie mogę powiedzieć z czystym sumieniem rodzicom mojego chrześniaka aby całą rodziną przyszli na Marsz. Nie mogę zagwarantować, że będzie bezpiecznie. Nie powinno tak być, ale co zrobić, trzeba się umieć dostosować do panujących realiów. A realia są takie, że jak grupa anarchistów spotka mnie w drodze na Marsz to pewnie skończę w szpitalu.

środa, 9 listopada 2011

Reprezentacja PZPNu, czyli „Nie kibicuję piłkarskiej reprezentacji Polski”?

Internet grzmi. Powód? Nowe stroje reprezentacji Polski na Euro 2012. Kibice narzekają na zastąpienie godła Polski znaczkiem PZPNu. Piłkarzom natomiast przeszkadzają… za ciasne spodenki.

Nikt nie jest zatem zadowolony poza PZPNem, który ma teraz de facto własną reprezentację. W tej sytuacji trudno mi krytykować inicjatywę Facebookową p.t. „Nie kibicuję piłkarskiej reprezentacji Polski”.

Mała dygresja. Z początku byłem mega przeciwny „Nie kibicuję piłkarskiej reprezentacji Polski”, bo przepraszam z jakiej paki miałem jej nie kibicować. Bo PZPN skorumpowany? Bo trener nie taki? Bo zalewają ją ludzie, którzy mają polskie korzenie, ale w Polsce się nie wychowali? Błagam, te argumenty to żadna nowość. PZPN zawsze był jaki był. Trenerzy nawet po pozornych sukcesach prędzej czy później zaliczali wpadki. A tak zwane „przeszczepy”? No cóż nie popieram tego trendu, ale inne reprezentacje też tak robią. Staje się to powoli normą (a w krajach typu Holandia czy Francja jest normą od wielu lat, bo o ile wiem to przodkowie rodowitych Francuzów i Holendrów nie byli czarni). Nie jesteśmy zatem wyjątkiem (niestety).

Teraz mamy inną sytuację. Nie ma już reprezentacji Polski, czy nas wszystkich, jest reprezentacja Polskiego Związki Piłki Nożnej.

nowe koszulki, gwizdek24.pl

poniedziałek, 7 listopada 2011

Derbowy weekend, czyli derby Krakowa i Dolnego Śląska

W ten weekend w polskiej ekstraklasie rozegrano dwa ważne mecze? Pewnie dla poszczególnych drużyn każdy mecz jest ważny w walce o tytuł mistrza, ale te były szczególne gdyż chodziło w nich o prestiż.

Tak więc w derbach Krakowa górą Cracovia. Na trybunach nie obyło się bez uprzejmości i napinki. Atmosferę studziła ochrona przy pomocy gazu łzawiącego. Po meczu na podstawie nagrań z monitoringu aresztowano 3 kibiców Wisły.  

fot. gazetakrakowska.pl

"Opravcy" pokazali natomiast czyja ryba jest lepsza. 


W Lubinie natomiast futbolowa masakra, bo jak inaczej nazwać przegraną 5 do 1? Jeżeli chodzi o kibicowski aspekt tego spotkania to nie mogę napisać absolutnie nic. Nie znalazłem żadnych informacji czy działo się coś ciekawego. A dziać się potrafiło co widać na filmiku załączonym poniżej.


sobota, 5 listopada 2011

Dzień poślizgu, czyli Legia - Rapid w liczbach

24h - tyle czasu zjęło mi dojście do siebie po świętowaniu zwycięstwa z Rapidem (tyle samo zatem jest spóźniona relacja)

6 - tyle goli w tej edycji Ligi Europy strzelił Miroslav Radovic

2 - tyle opraw zaprezentowali kibice Legii

50 - mniej więcej tylu kibiców Rapidu pojawiło się na Łazienkowskiej 3 (warto dodać, że była to nieoficjalna grupa, która nie siedziała w sektorze gości)

grupka kibiców Rapidu, fot. legionisci.com

9 - tyle żółtych kartek pokazał sędzia w tym spotkaniu...

2 - ... a tyle czerwonych

9 - tyle punktów ma obecnie Legia w grupie C Ligi Europy

87 minuta - wtedy PSV strzeliło Hapoelowi bramkę na 3 - 3, co dało pewny awans z grupy Legii Warszawa


10 - mniej więcej tylu policjantów wyrzucało z fontanny na Placu na Rozdrożu kibiców Legii, którzy świętowali sukces swojej drużyny 

wtorek, 1 listopada 2011

Krótki przegląd poprzedniego sezonu, czyli przegrane mecze i lepsza forma...

W zeszłym sezonie Liverpool grał słabo, a momentami wręcz fatalnie. Nie występują w europejskich pucharach co dla klubu tej klasy jest prawdziwą klęską. Drużyna zajęła ostatecznie 6 miejsce w tabeli, pierwsze nie premiowane grą w rozgrywkach UEFY. Jedyną satysfkacją mogło być to, że nie wyprzedził ich lokalny rywal - Everton.

W tym sezonie Liverpool zajmuje 6 lokatę po 10 kolejkach. Do pierwszego Manchesteru City traci 10 punktów. Z jednej strony potrafi wygrać z Arsenalem, z drugiej potknąć się ze Stoke City. Dodać do tego kilka głupich remisów z łatwymi przeciwnikami i mamy najlepszą drogę do kolejnego słabego sezonu.

Ponżej krótki przegląd poprzedniego sezonu, czyli przegrane mecze Roy'a Hodgson'a oraz lepsza forma po sprzedaży Torres'a i zakupie Carroll'a i Suarez'a. Wdużym skrócie oczywiście, bo w między czasie były gole np. takiego Kuyta.

sobota, 29 października 2011

Hity w Anglii i Polsce, czyli Chelsea - Arsenal oraz Lech - Legia

W ten weekend zarówno w Premiership jak i polskiej Ekstraklasie zostaną rozegrane mecze mające status klasyków. Dziś (właśnie grają) Arsenal zmierzy się z odwiecznym rywalem - Chelsea. Natomiast jutro do Poznania przyjedzie Legia Warszawa.

Oba spotkania będą ciekawe głównie pod względem piłkarskim, bo w Anglii jak wiadomo z ultrasowaniem kicha, a na Lechu nie wpuszczają gości. No cóż, w takim razie zobaczcie sobie jak to bywało na wcześniejszych meczach tych drużyn.



piątek, 28 października 2011

FCK w Hanowerze, czyli kilku minutowa relacja z wyjazdu

Jakiś czas temu pisałem o wyjeździe Ajaxu do Madrytu. Dziś mam dla Was podobny materiał z wycieczki ekipy FC Kopenhaga do Hanoweru. Filmik pokazuje co prawda mniejszą część samej wyprawy, ale jest nie mniej ciekawy. Możemy w nim zobaczyć ujęcia z przemarszu przez miasto, awantury pod sektorem czy pokazu pirotechnicznego na stadionie.



P.S. Ponowne odpalenie rac przez fanów FC Kopenhaga doprowadziło do tego, że klub zapowiedział zakaz wyjazdowy w europejskich pucharach dla własnych kibiców. Powodem są oczywiście obawy przed olbrzymimi karami od UEFA za odpalanie pirotechniki na kolejnych meczach.

poniedziałek, 24 października 2011

Race na boisku, czyli mecz Legia vs Widzew od A do Z

A – jak awaria kart kibica osób, które wykupiły pakiet „3 za 2”.

B – jak bluzgi słyszane z obu stron stadionu, ale to chyba nikogo nie dziwi podczas takiego meczu.

C – jak czerwone, jednakowe koszulki, które mieli na sobie kibice Widzewa. 

D – jak Danijel Ljuboja, który mimo, że nie strzelił gola grał bardzo dobrze i przejmował inicjatywę pod polem karnym przeciwnika.


E – jak emeryt. Do takiego wieku (jak na sportowca) zbliża się Tomasz Kiełbowicz, który wybiegł na mecz z Widzewem w pierwszym składzie. Dla wielu osób było to niemałe zdziwienie, w końcu ostatnio z "11" wypierali go młodsi. 

fot. legia.net

F – jak flaga „Visitors” której imitację zaprezentowali kibice Widzewa. No cóż wiedzą jak wkurzyć stołecznych fanatyków… .

G – jak Gil Paweł, który był sędzią tego meczu.

H – jak Hadaj Wojciech, który błagalnym głosem próbował uspokoić kibiców Widzewa. Nie udało się.

I –  jak irytacja. Powód opisany przy literkach „L” oraz „T”.

J – jak jedenasty lub listopad, albo inaczej jedenasty listopada. Gniazdowy Legii zapraszał wszystkich na marsz z okazji tego święta.

K – jak Kuciak, bramkarz Legii, który miał duży wkład w zwycięstwo z Widzewem.

L – a właściwie „Ł” jak łysol, który stał przy drzwiach do Punktu Obsługi Kibica i dbał o to aby przy okienku nie było więcej niż 4 osoby. Biedaczysko trochę się nasłuchał uprzejmości. Czemu sytuacja była taka napięta? Odpowiedź przy literze „T”.

M – jak mobilizacja sił porządkowych, których było przy okazji tego meczu jakby więcej.

N – jak następny mecz, którym żyje chyba każdy kibic Legii. Nie mam tu na myśli PP z Widzewem, a rewanż w Lidze Europejskiej z Rapidem Bukareszt.

O – jak ochrona, która interweniowała na sektorze gości. Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie gaz łzawiący to nie mieliby tak łatwo.

P – przerwa która miała miejsce po jakiś 5 minutach od rozpoczęcia meczu kiedy Widzew wrzucił… .

fot. legialive

R – … race na boisko.

S – jak sektor gości, w którym nie zasiądą kibice Widzewa (w związku ze swoim zachowaniem) podczas środowego meczu Pucharu Polski.

T– jak tłok przy Punkcie Obsługi Kibica gdzie odsyłano wszystkich, którzy nie mogli wejść na stadion. Jak to mawia jeden mój znajomy „organizacja Stal Mielec”.

U – jak utrata przez Widzew 3 punktów na rzecz Legii.

W – jak wychowankowie, którzy strzelili obie bramki dla Legii.

Z – a właściwie „Ż” jak Żyro strzelec pierwszej bramki dla Legii. Oby jak najwięcej trafień dla stołecznego klubu.

sobota, 22 października 2011

Congratulations You have just met the I.C.F., czyli recenzja książki Cassa Pennanta

Kolejna recenzja angielskiej książki o kibicach. Tym razem autorem jest Cass Pennant czarnoskóry lider legendarnej ekipy Inter City Firm z West Hamu Londyn.

Konwencja tej książki jest zupełnie inna niż w przypadku Hoolifana i Niesfornych lat... . Poza częściami napisanymi przez autora jest również dużo wstawek innych osób z I.C.F.. Pennant przez kilka lat zbierał materiały przeprowadzając wywiady ze swoimi kuplami. Z jednej strony jest to fajne, bo dostajemy kilka relacji z jednego wydarzenia co pozwala lepiej zrozumieć co tam naprawdę się działo. Z drugiej strony książka nie ma polotu i czasami czyta się ją jak nudanwy reportaż. 

Inna sprawa, że niektóre wywody autora zupełnie mnie nie interesowały. Może kogoś ciekawią koneksje brytyjsiej sceny Oi! z chuliganami piłkarskimi, ale mnie nie. Sorry.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że momentami poniosła autora fantazja.


W przeciwieństwie do bandy The Blues I.C.F. wcale nie wzbudzili mojej sympatii. Szczerze mówiąc straszliwe z nich buce. W Congratulations... czytamy ciągle kogo to nie zlali i że nie bali się nikogo.

Jako osoba, zawsze działająca w tylnych szeregach, byłem ciekawy, czy Bill szanuje swoich wrogów. (Mowa o Billu Garnderze jednym z liderów I.C.F.). Oto co sam mówi na ten temat: Moja odpowiedź brzmi: żadnego z nich. Nikogo indywidualnie - wszyscy byli cienkimi Bolkami.

Szczytem wszystkiego jest rozdział zatytułowany "ICF a reprezentacja":

Kibiców WHU obowiązywała niepisana zasada, mówiąca o działaniu wyłącznie na własną rękę, bo nikomu innemu nie można ufać. A poza tym uważali, że żadna inna ekipa nie dorasta im do pięt. 

Panowie odrobinę pokory... .        

Z pewnością Pennant był bardziej wpływową postacią w West Hamie niż King w Chelsea. A już na pewno bardziej charakterystyczną. Jako, że był jednym z nielicznych czarnych chuliganów szybko stał się rozpoznawalny dla innych kibiców i policji. Niestety autor tylko prześlizgną się po tym temacie w rozdziale "Czarne młoty". Na pewno niejednokrotnie spotkał się z jakimiś rasistowskimi wyzwiskami i ta kwestia musi być dla niego trudna (nawet jeżeli w książce twierdzi, że tak nie jest). 

Podsumowując książka Pennanta była najgorszą śpośród tych, które ostatnio przeczytałem. Facet może potrafił się bić, ale Hemingwayem to on nie jest. W nie najlepszym świetle przedstawił też kibiców. Po lekturze Congratulations... można odnieść ważenie są to chamowaci cwaniaczkowie, a chyba nie chcemy aby tak nas odbierano

piątek, 21 października 2011

Zwycięstwa Legii i Wisły, czyli Polak potrafi

No i udało się. Wczorajszy dzień pokazał, że (jak to się mówi) "Polak potrafi". No może z tym "Polakiem" to nie do końca prawda bo gole strzelali Serb Radovic (Legia) i Izraelczyk Dudu Biton (Wisła), no ale kluby są polskie. 

Dudu Biton, fot. Przegląd Sportowy
 

Miro Radovic, fot. Fakt.pl

Zwycięstwa te miały różne znaczenie w obu klubach. Legii pozwoliło ono poważnie myśleć o awansie z grupy. Wiśle dało nadzieje na awans. 

Niestety całą frajdę psują doniesienia jakie docierają z Rumunii. Otóż lokalne służby porządkowe zachowały się skandalicznie wobec stołecznych kibiców. Wielu z nich dotarło na mecz dopiero na drugą połowę, zniszczono przygotowaną wcześniej oprawę i upokorzono fanatyków każąc im zdejmować buty i skarpetki. Mam szczerą nadzieję, że klub wesprze fanów Legii w wyegzekwowaniu konsekwencji za te haniebne zachowania. Liczę również, że UEFA przyjrzy się tej sprawie równie wnikliwie co ostatniej oprawie Legii w meczu z Hapoelem.

P.S. Ciekawa czy Rapid beknie za oprawę "88"? Oczywiście im tego nie życzę, ale chyba wszyscy wiemy, że różnica pomiędzy 2011, a 1923 (co sugerowali na transparencie) to tylko pretekst.  


Oprawa Rapidu, fot. legialive

poniedziałek, 17 października 2011

Znowu w Chorzowie, czyli jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma

Moja noga już doszła do siebie, więc można było ruszyć na jakiś wyjazd. Pech chciał, że najbliższy wypadał w Chorzowie. Czemu pech? Kto tam był ten wie, wolne wchodzenie, skrupulatne macanie przez ochroniarzy i zawsze długie czekanie na sektorze po meczu. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

kibice Legii w Chorzowie, fot. jp85.pl

Kilka słów o samym spotkaniu. Było ono jak to się mówi „bez historii”. Ani my, ani on bez oprawy. Doping u nikogo nie powalał, a Ruch (jako gospodarz) wręcz zawiódł pod tym względem. Zresztą nie tylko pod tym. W obecnym sezonie nie chciało im się nawet „przywitać” nas koło dworca. 

Piłkarze też nie dawali powodów do większych emocji. Z tego co widziałem…

a jak wiadomo na wyjazd nie jedzie się aby oglądać mecz

… to była głównie kopanina w środku pola.

P.S.
Możliwe jednak, że ten mecz miał swoją historię. Jak zauważył mój kolega na naszym sektorze nie było nikogo z ekipy mocnych wrażeń. Może to oznaczać, że dla niektórych nie był to kolejny wyjazd na Ruch… .

sobota, 15 października 2011

Szkółka Barcelony w Warszawie, czyli inne spojrzenie

Jakiś czas temu pisałem o tym, że Barcelona otwiera szkółkę piłkarską w Warszawie. Wydźwięk mojego posta był jak najbardziej optymistyczny. Wczoraj miałem okazję odbyć rozmowę, która pozwoliła mi inaczej spojrzeć na tą sprawę. Gdałem chwilę z człowiekiem, który na codzień zajmuje się trenowaniem młodzieży i jego uwagi wydały mi się dość celne.

No tak na 11 koszulek 2 Barcelony, fot. podlasie24.pl
 
  Barcelona zrobiła w sumie niezły interes. Poza marką nie daje bowiem nic. Boiska, trnerzy, kasa są polskie. Skąd kasa? No cóż trzeba było zabrać trochę z innych miejsc takich jak dopłaty do pensji trenerów w małych klubach, których nie stać na płacenie porządnych pieniędzy szkoleniowcom. Powiedzmy, że jak komuś się w domu nie przelewa to nie wyśle dziecka do szkółki Barcelony. Zyskali zatem lepiej sytuowani, a dokładniej dzieciaki lepiej sytuowanych. Biedniejsi są skazani na trenera wolontariusza. 

Przykładamy rękę do rozwoju klubu, który jest rozwinięty chyba najbardziej na świecie. Dlaczego zatem nie promujemy jakiejś polskiej szkółki? Nie zrobimy z marki z Legii, Lecha czy Wisły? Czy już na zawsze chcemy być w kategorii "marne kluby, które raz na ruski rok wygrają jakiś mecz w drugorzędnej
Lidze Europejskiej". Chyba zależy nam na tym aby kiedyś, w końcu grali u nas naprawdę dobrzy zawodnicy.

Jak już napisałem jeżeli ktoś liczył na to, że jak wyśle dziecko do szkółki Barcy Varsovie to będzie ono trenowało z człowiekiem, który jest uczniem Guardioli to się grubo myli. Trenerzy są polscy, co oczywiście nie zanczy, że gorsi, ale podobno...

tak słyszałem

... też nie wybitni.

Podsumowując nie uważam, że był to zly pomysł, ale powstrzymywałbym "hura optymizm" widoczny w mediach. Efekty zobaczymy po kilku latach. Jeżeli ci młodzi piłkarze pomogą kiedyś sięgać reprezentacji po najwyższe cele to mi to bardzo odpowiada. 

środa, 12 października 2011

Kto zagra na Euro 2012, czyli Polska nie trafi na Ekwador

Znamy już prawie wszystkie zespoły, które zagrają na Euro 2012. No … prawie wszystkie, bo jeszcze są do rozegrania 4 mecze barażowe. Zawsze można jednak trochę pospekulować i spróbować wytypować ostateczną 16 najbliższych Mistrzostw Europy:

Polska
Ukraina
Hiszpania
Holandia
Niemcy
Włochy
Anglia
Rosja
Chorwacja
Grecja
Szwecja
Dania
Portugalia
Francja
Czechy
Turcja

Już wiadomo, że Polska zmierzy się z kimś z czwórki: Niemcy, Włochy, Anglia, Rosja (nie muszę chyba dodawać, że najlepiej by było jakby trafili nam się ci ostatni). Czarny scenariusz zakłada wylosowanie jeszcze Francji i kogoś z dwójki Dania/Szwecja. Bardziej optymistyczny wariant to np. Grecja + ktoś z baraży…
… może Turcja.

Z pewnością należy się cieszyć z faktu, że nie mamy opcji abyśmy zagrali z obecnym Mistrzem Świata Hiszpanią, ani Wicemistrzem - Holandią gdyż jesteśmy rozstawieni w tym samym koszyku. Tak czy siak nie będzie lekko, ale moim zdaniem lepsze to niż ślepy traf Mundiali i spotkania np. z Ekwadorem…  

… czy inną kaszaną z Ameryki Południowej lub dajmy na to Azji, z którą i tak przegrywamy.

Polska - Ekwador, mecz Mundialu 2006, mina trenera Janasa mówi sama za siebie, fot. fotosik.pl

czwartek, 6 października 2011

Ajax w Madrycie, czyli na czym polega urok wyjazdow

Na czym polega urok wyjazdow? Na grze w pilke na glownym placu europejskiej stolicy? Na przepychankach z ochrona? Na glosnym, fanatycznym dopingu? Chyba kazdego urzeka cos innego.

Polecam ponizszy filmik z zeszlotygodniowej inwazji kibicow Ajaxu na Madryt.

poniedziałek, 3 października 2011

Legia - Hapoel, czyli o braku nieodpowiednich okrzykow, prowokacyjnej oprawie i elegnackim walczyku

Podobnie jak w wypadku meczu z PSV po czasie zamieszczam relacje osoby, ktora osobiscie byla na spotkaniu z Hapoelem. Tym razem nie jest to stadionowy wyjadacz (a tak wlasnie mozna nazwac mojego kumpla Zyle), ale kolezanka, ktora na mecze chodzi od niedawna.

Na temat piłki nożnej to bym wolała się nie wypowiadac bo się nie znam - generalnie pierwsza polowa była dramatyczna, w drugiej ruszyli się i były efekty. Kibice gości byli bardzo nieliczni, ale mieli jakieś tam flagi i  bęben, nawet przez sekunde go słyszałam. Oprawa Legii  troche prowokacyjna, ale ultrasi nie przekroczyli granicy dobrego smaku, mi się podobała. Sam napis fajny, ale niestety tego ze tam jest zamaskowana twarz z kartoników nie było zbyt dobrze widać. Na szczęście nie słyszałam ani razu jakichś nieodpowiednich okrzyków - nic o gazie i tych sprawach wiec jestem dumna z postawy Legionistów. Doping był zajebisty, nawet moja trybuna wschodnia pod koniec stała i kibicowała i małego walczyka elegancko odtańczyła. Mało nie dostałam zawału z powodu nagłych zwrotów akcji i nadmiaru emocji.

czwartek, 29 września 2011

Legia - Hapoel, czyli kibicowanie szkodliwe dla zdrowia

Kibicem swojego klubu jest się zawsze i wszędzie. Nie zależnie od miejsca i czasu. Wyjazd do USA nie mógł mnie powstrzymać przed obejrzeniem meczu Legii z Hapoelem. A właściwie przeczytaniem... ralacji live. Dodatkowo wspierał mnie znajomy, który oglądał mecz w Warszawie i podsyłał mi krótkie informacje na jego temat.

Nie będę ściemniał, że emocje były takie same jak na stadionie. Szum oceanu i łagodna aura teoretycznie nie sprzyjają nagłym przypływom adrenaliny. Jednak bycie kibicem Legii (wszędzie) jest po prostu szkodliwe dla zdrowia. Radykalne zmiany nastroju...

od totalnej załamki, bo nic nie grają do euforii po golach Komorowskiego i Radovica

mogą przyprawić o zawał serca. Nie jestem lekarzem, ale to nie jest naturalny stan. Czy oni nie mogą wygrać gładko, 5 – 0? Czy zawsze muszę się tak denerowoać. A może właśnie o to chodzi? O emocje i walkę do końca. Nawet jeżeli będę przez to żył rok krócej to i tak chyba warto.